Do koszmarnego wypadku doszło w czwartek, 9 maja, tuż przed godziną 15:00, na prostym odcinku drogi z Marwałdu do Lubawy. Leciwym oplem vectra jechało do domu młode małżeństwo. Samochód prowadził 30-letni zapaśnik z klubu w Lubawie, obok niego siedziała jego żona, a na tylnym siedzeniu na foteliku podróżowała śpiąca ich 4 letnia córeczka. Gdy cała trójka zbliżyła się do jadącej z naprzeciwka ciężarówki, ich samochód nagłe skręcił na jej pas jezdni i doszło do czołowego zderzenia. Kierowca ciężarówki nie miał szans na zahamowanie samochodu i uniknięcie zderzenia, choć próbował tego uniknąć chwilę przed zderzeniem zjeżdżając do rowu.
- Widziałem ten samochód, nagle zjechał na mój pas jezdni, nie mogłem nic zrobić - mówił śledczym załamany kierowca ciężarówki.
Zderzenie było tak wielkie, że opel został praktycznie rozerwany na strzępy. Siedzący z przodu rodzice 4-letniej dziewczynki nie mieli szans na ratunek. Pomimo wysiłkowi strażaków OSP z Marwałdu, którzy jako pierwsi dotarli na miejsce, a później ratowników z Ostródy, Lubawy i Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z Olsztyna, nie udało się ich uratować. Cudownie ten straszliwy wypadek przeżyła 4-latka, choć odniosła poważne obrażenia. Lekarze zabrali ją śmigłowcem do szpitala w Olsztynie.
- Straszne to było, dziewczynka widziała śmierć swoich rodziców - wspomina jeden z ratowników. - Cały czas dzwoniły telefony we wraku opla. Nikt nie był w stanie ich odebrać. Pewnie dzwonili bliscy ofiar - dodaje.
Na miejscu wypadku pojawił się prokurator i ekipa dochodzeniowo-śledcza. Zostały zabezpieczone ślady na miejscy wypadku i samochody biorące udział w wypadku. Śledczy przyjmują różne hipotezy w tej sprawie, od awarii samochodu, przez oślepienie przez słońce kierowcy, po nawet samobójstwo.
Rodzinom ofiar składamy najszczersze wyrazy współczucia.