Ślad po bocianie zaginął. Mieszkańcy Krutyni boją się o swojego pupila
Każdego roku mieszkańcy Krutyni witali Krutka z łzami w oczach. – Jest! Czekaliśmy na niego! Nagotowałam na jego powitanie żołądków i innych przysmaków – mówiła jeszcze rok temu w rozmowie z "Super Expressem" pani Agnieszka Konachowicz.
Bocian, którego imię pochodzi od rzeki Krutyni, zawsze zjawiał się punktualnie pod koniec lutego. Zimą przebywał, jak wskazywał nadajnik zasilany baterią słoneczną, w Egipcie i Izraelu. Tym razem jednak jego sygnał niespodziewanie zaginął.
Nie ma boćka na żadnych mapach, a ostatni sygnał nadajnik wysłał w październiku ubiegłego roku, gdzieś w Izraelu. Od tego czasu urządzenie milczy, co budzi niepokój wśród mieszkańców wsi. W Krutyni wszyscy mają nadzieję, że to tylko awaria sprzętu.
Powinien być za trzy tygodnie. Jeszcze w niebo nie patrzymy, ale jesteśmy poddenerwowani. Po cichu liczymy, że zepsuł się mu nadajnik.
– mówi pani Agnieszka.
Ukochany bocian już nie wróci do Krutyni?
Niestety, dyrektor Mazurskiego Parku Krajobrazowego w Krutyni nie ma dobrych wieści. W rozmowie z naszym reporterem wyraził swoje zaniepokojenie.
Czekamy na pojawienie się sygnału z nadajnika i liczymy na powrót bociana. Jednak może tak się wydarzyć, że już do nas nie wróci.
– mówi ze smutkiem Krzysztof Wittbrodt.
Mieszkańcy Krutyni nie tracą nadziei. Każdego dnia śledzą internetowe mapy, wypatrując znajomego sygnału. Choć niebo jeszcze puste, w sercach wciąż tli się nadzieja, że Krutek znowu pojawi się nad mazurskimi łąkami.