Pan Jerzy Szostak w 1976 r. wraz ze swoim kolegą Wiesławem podróżował po Polsce autostopem. Po kilku dniach podróży przebywał w woj. warmińsko-mazurskim. Chciał dostać się do swojej ciotki, do Elbląga. Noc spędzili w Miłomłynie (obecnie powiat ostródzki). - Szliśmy i szliśmy, chyba ze dwie godziny, aby znaleźć jakiś zagajnik, w którym moglibyśmy rozbić namiot, ale wokół były tylko pola PGR. Na szczęście nie padało. W końcu Wiesiek wypatrzył w polu jakieś krzaki. Nie chciało nam się rozbijać namiotu. Położyliśmy się spać - opowiada pan Jerzy.
Przystanek widmo
Następnego dnia rano turystów obudził deszcz. - Siedzenie w krzakach i czekanie, aż przestanie padać, nie miało sensu. Poszliśmy przez pole na trasę - mówi pan Jerzy. Wtedy zdarzyło się coś dziwnego. - Kilka metrów od miejsca, w którym w nocy weszliśmy w pszenicę, aby dotrzeć do krzaków, znajdował się słup ze znakiem przystanku PKS. Mógłbym przysiąc, że w nocy go tam nie było. Świecił księżyc i byłoby go widać. Skoro Wiesiek zobaczył odległe o prawie 500 metrów krzaki w polu, to przystanek też byśmy zauważyli. A może byliśmy tak zmęczeni, że nam umknął.
CZYTAJ TEŻ: Mazury jak Dolina Muminków? Tu też mają Bukę! Kraina Tysiąca Jezior pełna upiorów i demonów! [GALERIA]
Tajemniczy mężczyzna z dzieckiem
Na przystanku stał mężczyzna z dzieckiem. Jak opowiada pan Jerzy, chłopiec miał 8-9 lat. Uwagę pana Jerzego i jego kolegi Wiesława zwrócił intensywny zapach suszonych jabłek. – Mężczyzna nie zdziwił się nawet, gdy wyszliśmy z pszenicy. Odniosłem, wrażenie, jakby się tego spodziewał, czy raczej jakby czekał na nas, a nie na autobus. Zaczęliśmy rozmawiać, powiedzieliśmy, że jedziemy do Elbląga a potem na Gdańsk - kontynuuje opowieść pan Jerzy.
– A później pewnie do Szczecina – powiedział w pewnym momencie nieznajomy. Trochę mnie to zdziwiło, bo faktycznie taki był plan, aby z Gdańska pojechać do Szczecina, a potem do Cedyni. Jednak nic nie powiedziałem, ponieważ w tamtych latach po pobycie w Gdańsku wielu autostopowiczów jechało wzdłuż morza – właśnie do Szczecina i facet mógł pomyśleć, że i my mamy taki plan. – Tak, taki mamy zamiar – powiedziałem. A on popatrzył na mnie tak jakoś dziwnie i odparł: – Chyba nie dojedziecie.
Tajemniczy mężczyzna tłumaczył, że wraca z synem do Pasłęka z dwutygodniowego urlopu. - I tu coś mnie tknęło, gdyż facet nie miał żadnego bagażu, a na dodatek nigdzie nie było żadnej bocznej drogi, którą można byłoby z miejsca urlopowania dostać się do trasy, a tym samym na przystanek PKS. Kiedy jechaliśmy autobusem, nie dawało mi to spokoju i wypatrywałem bocznych dróg. Droga pojawiła się dopiero obok następnego przystanku - zwraca uwagę pan Jerzy.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Piramidy, konkurs krzyku i kwatera Hitlera. Tego nie wiedziałeś o Mazurach! [GALERIA]
Niesamowite spotkanie w Sudetach. "Dostałem gęsiej skórki"
Jakiś czas później pan Jerzy dotarł na Dolny Śląsk, do swojej innej ciotki, do Cieplic. Stamtąd ruszył m.in. na Jagniątków. - Mijałem go ścieżką po południowym stoku góry Sobiesz. Schodziłem akurat w dół, gdy nagle się zachmurzyło i zaczął siąpić deszcz, a w powietrzu – może mi się to tylko wydawało – poczułem delikatny, prawie niewyczuwalny zapach suszonych jabłek. Taki sam, jak ten pod Pasłękiem - przypomina sobie pan Jerzy.
Nagle stało się coś niesłychanego. - [...] Zza zakrętu wyłonił się mężczyzna z chłopcem. Ten sam, którego spotkaliśmy z Wieśkiem pod Pasłękiem. Byli tak samo ubrani, jak wcześniej. Wyglądali, jakby wstali rano i wybrali się na spacer w deszczu, nie mieli bagażu, żadnej torby czy plecaka. Nigdy nie należałem do osób lękliwych, ale wtedy i nawet dzisiaj, kiedy o tym myślę, dostaję gęsiej skórki - opowiada pan Jerzy. - Pierwszą moja myślą było: mam zwidy, drugą; aby zawrócić i dać drapaka do Jagniątkowa. Chciałem się ruszyć, ale coś we mnie nie pozwalało na to. Stałem więc i czekałem. Podeszli. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie i powiedział.– I co, nie dojechałeś do Szczecina i Cedyni? Ale jeszcze tam trafisz.
Tajemniczy mężczyzna znów trafnie przewidział plan wycieczki pana Jerzego. - Zamurowało mnie, bo gdy spotkaliśmy się pod Pasłękiem, nic mu o Cedyni nie mówiłem. Milczałem, a mężczyzna i chłopiec przyglądali mi się wnikliwie. Patrzyli tak, jakby się nad czymś zastanawiali. Jakby rozważali, co dalej zrobić. Nie był to dylemat, czy pójdą dalej, czy też jeszcze przez kilka chwil porozmawiają ze mną. Oni myśleli, co dalej ze mną zrobić.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Czarownice, panna bez butów i duch nazisty, czyli najstraszniejsze miejsca Warmii i Mazur! [GALERIA]
Tajemniczy mężczyzna z dzieckiem w Sudetach. Jak tam dotarł?
Pan Jerzy obawiał się najgorszego. - Oceniłem, że jakby co, to dam sobie radę, bo facet był niższy i chudszy ode mnie, a dzieciakiem nie mam co się przejmować. Gdy tylko to pomyślałem, mężczyzna uśmiechnął się do mnie, tak jakby mówił: – To nie o to chodzi, nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Chodzi o coś innego, wszystko zależy od ciebie. To trwało sekundy, ale wtedy zdawało się, że czas ciągnie się w nieskończoność. A może mi się tylko tak wydawało.
Młody turysta zapytał tajemniczego mężczyznę z dzieckiem, skąd wziął się w Sudetach, kilkaset kilometrów od Warmii i Mazur. – Zostało mi jeszcze trochę urlopu i postanowiliśmy spędzić go w górach. Dawno tu nie byłem – odparł mężczyzna.
– To miłego pobytu – odparłem, bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Facet popatrzył na mnie, potem na chłopca. Wziął go za rękę, minęli mnie bez słowa i poszli ścieżką pod górę.
U ciotki pan Jerzy spędził jeszcze dwa dni. Potem pojechał do Cedyni. - Chciałem sprawdzić, co facet miał na myśli, mówiąc, że jeszcze tam trafię. Ale nic się nie wydarzyło - mówi.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ich małżeństwo było piekłem od samego początku! Makabryczne szczegóły zabójstwa Joanny Gibner
Pan Jerzy wrócił do Miłomłyna. Chciał odnaleźć mężczyznę z dzieckiem
Tajemniczy mężczyzna z dzieckiem nie dawali mu spokoju. - Rok później, już sam, pojechałem do Miłomłyna, przeszedłem tę samą trasę, co rok wcześniej z Wieśkiem - opowiada pan Jerzy. Co ciekawe, nie było tam przystanku, na którym spotkał mężczyznę z chłopcem. - Nie pachniało także suszonymi jabłkami. Pojechałem do Pasłęka i spędziłem tam kilka dni na poszukiwaniach, ale ich nie spotkałem. Kilka lat później wybrałem się także do Jagniątkowa, mając nadzieję, że tam ich spotkam, ale i tam ich nie było - kończy pan Jerzy.
Więcej informacji na temat tej i innych historii znajdziesz w książce Wydawnictwa Harde "Widziadła", autorstwa Janusza Szostaka. Książka do kupienia tutaj.