Ukradł kiełbasę ze sklepu i wyprawił królewską ucztę. Dla mieszkańców wsi jest utrapieniem
W nadgranicznej wsi Gaj (woj. warmińsko-mazurskie) 15 listopada do jednego ze sklepów wezwano policjantów. Doszło do włamania. Nieznani sprawcy wybili szybę, weszli przez okno na zaplecze i splądrowali sklep, zabierając ze sobą butelki z alkoholem, kiełbasę i pieniądze z kasetki. W sumie narobili strat na 1700 złotych. Nie uciekli daleko, bo do domu w sąsiedztwie. Tam urządzili sobie ucztę, przyrządzając obiad z kradzionej kiełbasy i racząc się alkoholem. Dzielnicowy miał podejrzenie, kto może stać za włamaniem. Przeczucie go nie zawiodło.
Krzysztof O. z nadgranicznej wsi Gaj za pracą się nie ogląda. Dla mieszkańców 43-latek stanowi utrapienie. - Jak coś ginie to wiadomo, kto za tym stoi. I tym razem tak było - mówi w rozmowie z "Super Expressem" sprzedawczyni sklepu w Gaju. I dodaje: - Zabrał siekierę z mojego chlewika, wybił szybę w sklepie, ukradł co chciał. Jak wezwałam policję to jadąc, wiedzieli gdzie jechać - mówiła kobieta.
Głodomór ze sklepu ukradł dwie zgrzewki piwa, papierosy i pieniądze. - Nie wybrał najtańszej, zwyczajnej kiełbasy, a biesiadną - wyjaśnia sklepowa. Nazwa kiełbasy chyba zainspirowała 43-latka do zorganizowania biesiady w sąsiedniej wsi. Tam, ledwie kilka godzin po włamaniu, zatrzymał go dzielnicowy. Biesiadnicy zdążyli wypić kilka piw, zapalić po papierosie i zagryźć po pęcie kiełbasy, kiedy wpadł do niech dzielnicowy. Rabusie próbowali schować się w szafie, ale - łagodnie ujmując - nie był to najlepszy pomysł. Łup i pieniądze wróciły z powrotem do sklepu, a złodziej-głodomór czeka na swój proces. Za włamanie grozi mu 10 lat więzienia. Co sam zainteresowany mówi o swoim wybryku? - Lubię dobrze zjeść, problem w tym, że chwilowo nie mam roboty - rzucił krótko Krzysztof O. w rozmowie z naszym reporterem.
Włamał się do sklepu i wyprawił ucztę kolegom. To może być ostatnia wieczerza złodzieja-głodomora. Zobacz zdjęcia