Tragiczny wypadek na Mazurach
Tragiczny czwartek (30 maja) na Mazurach. Przez półtorej godziny nad mazurskimi jeziorami szalał wiatr o sile 7 stopni w skali Beauforta. Szczególnie groźnie było w okolicach Sztynortu. - Związane to było z silnym wiatrem, którego siła dochodziła do 7 stopni w skali Beauforta. Mimo że na godzinę przed załamaniem pogody migały maszty ostrzegania pogodowego i wydano ostrzeżenie meteorologiczne, nie wszyscy żeglarze schronili się w portach - powiedział Karol Dylewski, dyżurny Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (MOPR).
Do dramatu doszło, gdy jeden z jachtów przepływał pod mostem sztynorckim. - Silny podmuch wiatru zwiał jednemu żeglarzowi czapkę do wody, a on za nią wskoczył. Nie miał siły, by dopłynąć do jachtu, załoga podjęła go z wody bez oznak życia i rozpoczęła masaż serca – dodaje Karol Dylewski.
Na miejsce wezwano MOPR, a ratownicy rozpoczęli masaż z użyciem defibrylatora. - Potem dowieźliśmy do tej łodzi ratowników z karetki kołowej. Udało się przywrócić poszkodowanemu akcję serca – dodał dyżurny MOPR.
Mężczyznę przewieziono do szpitala w Giżycku. Niestety, mimo wysiłków lekarzy, jego życia nie udało się uratować.
Inny załogant tego jachtu, prawdopodobnie na skutek stresu, źle się poczuł i zasłabł. Inna karetka również zabrała go do szpitala.
Seria wypadków na jeziorach
Niestety, nie były to jedyne groźne zdarzenia na mazurskich jeziorach. - Silny podmuch wiatru uderzył bomem w głowę kobietę na łodzi, przez co na chwilę straciła przytomność. Upadając uderzyła głową o burtę. Została ona zaopatrzona, jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo – wyjaśnia Karol Dylewski.
Tymczasem na Śniardwach z warunkami pogodowymi nie poradziła sobie załoga łodzi, której fala zalała silnik i przez to stracili sterowność. Kuter MOPR holował ją do brzegu. W trakcie holowania zerwała się jednak lina i łódź zaczęła dryfować. - Na szczęście dryfowali w stronę portu, gdy nasza załoga była już blisko pomógł im inny jacht, bezpiecznie dotarli do portu - podał Dylewski.
Inna załoga zaplątała się w boję kardynalną - ratownik MOPR przez telefon instruował załogantów, co mają robić i udało im się uwolnić. Kolejni niedoświadczeni żeglarze na jeziorze Mamry nie umieli poradzić sobie z trudnymi warunkami. - Nie mieli pojęcia co robić, jak zrzucić żagiel, nie wiedzieli nawet, na jakiej łodzi pływają. Ponieważ nasza załoga w tej okolicy prowadziła akcję reanimacyjną przez telefon udzielaliśmy im instrukcji, co mają robić. Na szczęście wykonywali polecenia i udało im się schronić. Na tej łodzi było siedem osób – dodał Dylewski.
Ratownicy MOPR apelują do żeglarzy, by kategorycznie stosowali się do ostrzeżeń pogodowych, obserwowali warunki atmosferyczne i krytycznie oceniali swoje umiejętności żeglowania. - Wszyscy dziś mieli czas, by się schronić, a nie wszyscy to zrobili – zakończył dyżurny MOPR.