Po wprowadzonych przez rząd obostrzeniach w funkcjonowaniu gastronomii w branży coraz gorzej. Restauracje i bary po raz kolejny się zamknęły i mogą sprzedawać produkty tylko w formie zdalnej. Ta decyzja wywołała lawinowe spadki. Teraz przedsiębiorcy domagają się systemowych rozwiązań.
- Wiadomo, trzeba będzie opłacić ZUS, wynagrodzenia, prąd i inne wydatki, które mamy co miesiąc. Jako przedsiębiorcy z wieloletnim stażem po prostu wiemy, że takie rzeczy trzeba będzie zapłacić - komentuje Katarzyna Trzcionkowska, restauratorka ze Ściborza (powiat nyski).
Według obecnych obostrzeń epidemicznych restauracje mogą serwować swoje dania tylko na wynos. To z kolei spowodowało ogromne straty i spadek obrotów.
- Przez pierwsze dwa, czy trzy dni, ludzie byli jeszcze nie do końca poinformowali. Przychodzili, byli zdziwieni że nie mogą zjeść na miejscu, w środku. W tej chwili sprzedaż spadła nam o około 90 procent - dodaje.
Teraz przedsiębiorcy przedstawią swoje żądania bezpośrednio wojewodzie. We wtorek (3 listopada) pod Urzędem Wojewódzkim odbędzie się pikieta, na której możemy się spodziewać m.in. firm, które zaopatrują lokale w produkty.