TVN 24 przypomina kulisy sprawy, która ciągnęła się przez 5 lat. Akt oskarżenia miał zawierać ponad tysiąc sto różnego rodzaju zarzutów. Wszystkie dotyczyły fałszowania dokumentacji finansowej i przywłaszczenia pieniędzy.
Początek w samorządzie
Według ustaleń, wszystko zaczęło się od kontroli zleconej przez samorząd. W 2010 r. taka kontrola miała wykazać, że dyrektor biblioteki latami fałszowała dokumenty swojej placówki.
Jak oszukiwała?
Kobieta miała wymyślać spotkania i nagrody, na które zapisywała pieniądze. W rzeczywistości, te lądowały do jej kieszeni.
Sąd pierwszej instancji uznał winę oskarżonej jedynie w części zarzucanych jej czynów. Zmniejszono również kwotę szkody do 55 tysięcy złotych (zamiast 120, jak na początku). Padł wyrok: kara roku i ośmiu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Dodatkowo Mariola K. otrzymała ośmioletni zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w samorządach i jednostkach administracji rządowej.
Druga instancja i...zrobiło się łagodniej
Kiedy sprawa trafiła do sądu drugiej instancji, skierowano ją do ponownego rozpatrzenia. Sąd odwoławczy uznał, że czyny z aktu oskarżenia należy traktować jako jedno przestępstwo, a nie szereg odrębnych czynów. Okazuje się, że w takim ujęciu sprawy, część tych czynów - z racji wysokości szkody i czasu, jaki upłynął od ich popełnienia - należałoby zakwalifikować jako wykroczenia lub uznać za przedawnione. Według ustaleń TVN24, oskarżonej ma grozić do 10 lat pozbawienia wolności.