Pandemia COVID-19 nie przestaje szokować. W piątej fali pojawiają się nowe problemy: tym razem dyrektorzy szpitali zwracają uwagę, że utrzymywanie rezerw na kolejny epidemiczny pik zaczyna być uciążliwe. Dochodzi do tego, że w lepszej sytuacji są zakażeni koronawirusem z delikatnym przebiegiem COVID-19, niż pacjenci z innymi dolegliwościami! Jak to możliwe?
Polecamy: Zapowiedziano koniec pandemii COVID-19. Ale nie wyrzucajcie maseczek! Jeszcze się przydadzą
W województwie opolskim dla chorych zakażonych koronawirusem zarezerwowano w sumie 1127 miejsc w szpitalach. Z tej liczby zajętych jest 488 łóżek - więc 639 (czyli niemal 57 proc.) pozostaje wolnych. To niezagospodarowana rezerwa, która czeka na szczyt zachorowań i potencjalnych hospitalizacji. Lekarze z opolskich lecznic wskazują, że utrzymanie tej rezerwy przez kolejne tygodnie będzie co najmniej trudne. O sytuacji wewnątrz oddziałów opowiedział w rozmowie z PAP Marcin Misiewicz, prezes Krapkowickiego Centrum Zdrowia, które przyjmuje zarówno chorych z COVID-em, jak i pacjentów niezakażonych.
Przed pandemią połowę pacjentów stanowiły osoby do diagnostyki i planowych zabiegów. Obecnie, między innymi z powodu przysyłania do nas pacjentów z tych szpitali, które przekształcono na covidowe, zdecydowana większość to pacjenci przywożeni przez zespoły ratownictwa medycznego, czyli tak zwani pacjenci "ostrzy", lub kierowani przez lekarzy rodzinnych w trybie "na cito". Na internie i chirurgii mamy praktycznie stuprocentowe obłożenie miejsc. Niestety, zwiększona liczba pacjentów "ostrych" zmniejsza liczbę przyjęć planowych i do diagnostyki. Efekty są łatwe do przewidzenia. Mamy zdecydowanie więcej pacjentów w zaawansowanej fazie nowotworowej, czy komplikacjami - chociażby cukrzycy, chorób układu krążenia - wynikającymi ze zbyt późnej diagnostyki lub odłożonego w czasie leczenia.
Polecany artykuł:
Sytuacja pacjentów bez koronawirusa jest trudna
Na podobne problemy zwraca uwagę Dariusz Szymański, zastępca dyrektora szpitala ds. medycznych ze szpitala powiatowego w Głubczycach. - Epidemia w końcu minie. Nasi pacjenci z powiatu i okolic zostaną. W takim powiecie, jak nasz, gdzie jest jeden szpital ogólny, sytuacja pacjentów, którzy nie są zakażeni koronawirusem, jest faktycznie trudna. W przypadku, gdy muszą udać się na leczenie szpitalne lub badania, lekarz pierwszego kontaktu, który wystawia im skierowanie, sam musi ustalić, jaki szpital ma wolne miejsca - relacjonuje. Prawdziwy problem, jak mówi, pojawia się wtedy, kiedy jakiś pacjent wymaga okresowej hospitalizacji z powodu chorób przewlekłych.
My już w listopadzie zawiesiliśmy diagnostykę planową, czyli endoskopię i kolonoskopię, więc ci, którzy wcześniej byli na nią zapisani, mają już trzymiesięczne opóźnienie w terminie.
A pamiętajmy, że w diagnostyce pacjentów z podejrzeniem choroby nowotworowej przesunięcie badania o 5-6 miesięcy może sprawić, że będzie już za późno na skuteczne leczenie...
- Paradoksalnie - pacjent, który nie ma COVID-a, a ma przewlekłe schorzenia wymagające diagnostyki czy leczenia, ma większy problem, niż ten zakażony z łagodnym przebiegiem COVID, bo trudniej umieścić go w szpitalu - puentuje Szymański.
Na zwiększenie liczby "niecovidowych" miejsc w szpitalach liczy także Dariusz Madera, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu. Placówka przyjmuje obecnie pacjentów zarówno zakażonych, jak i tych wolnych od koronawirusa z całego województwa. - O ile w Szpitalu Tymczasowym na 150 łóżek mamy obecnie około 50 pacjentów z COVID-19, to już SOR, gdzie pacjenci czekają na przyjęcie przez konkretny oddział lub miejsce w innym szpitalu, jest przeciążony. W ubiegłym roku w naszym SOR na transport do oddziału lub innego szpitala dłużej niż dobę czekało 900 pacjentów. Najgorzej jest z miejscami na internie, z których najczęściej korzystają pacjenci 70 plus. Staramy się przyjąć wszystkie ostre przypadki, bo nie za bardzo gdzie mamy tych pacjentów odsyłać, ale wiadomo, że miejsce dla nich znajdujemy kosztem łóżek, na których przed pandemią byli pacjenci do diagnostyki i leczenia planowego. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że prognozy epidemiologów nie sprawdzą się i możliwie szybko zacznie się przywracanie miejsc covidowych pacjentom bez zakażenia - relacjonuje dyrektor Madera.