Dramatyczna relacja z opolskiego SOR. Objawowi pacjenci błąkają się po Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w oczekiwaniu na przyjęcie przez lekarza. Coraz większe kolejki i coraz mniejsza wydolność systemu.
- Mamy ogromną ilość pacjentów, którzy de facto nie mają się gdzie podziać. Pacjent, który stwierdzi u siebie jakiekolwiek objawy choroby (nie tylko COVID-19 - red.) najpierw musi się zarejestrować na teleporadę, czekać na nią nierzadko kilka dni i prędzej czy później, trafiają do nas - mówi dyrektor opolskiego SOR Jerzy Madej.
Oficjalne informacje Ministerstwa Zdrowia wskazują trzy podstawowe kroki, w przypadku podejrzenia u siebie COVID-19:
- skontaktować się z lekarzem opieki medycznej za pośrednictwem teleporady,
- po takiej poradzie, lekarz może zlecić test na obecność wirusa, przekazując jednocześnie listę dostępnych punktów wymazowych lub wysłać pod dom chorego tzw. wymazówkę, czyli karetkę, która pobierze od nas wymaz do testu na koronawirusa,
- jeśli wynik testu będzie pozytywny, powinniśmy poddać się izolacji w warunkach domowych, chyba, że lekarz skieruje nas do izolatorium lub do szpitala.
Tyle w teorii, w praktyce jednak, już oczekiwanie na teleporadę potrafi wystawić na próbę cierpliwość - wiele przychodni pracuje z okrojonym personelem, część medyków jest na kwarantannie, a telefony się urywają. W efekcie, pacjenci czekający na realizację jednego z tych etapów udają się na SOR w poszukiwaniu pomocy. Tam często błąkają się po korytarzach.
Pacjenci z ewidentnymi objawami w stanie ciężkim bądź średnio ciężkim rzeczywiście tak naprawdę nie mają gdzie się udać i zgłaszają się na SOR i my się temu nie dziwimy. Natomiast muszą się liczyć z pewnymi obostrzeniami i niestety wydłużonym czasem oczekiwania
- dodaje dyrektor opolskiego SOR, który w ciągu dnia obsługuje do 40 pacjentów.