Podwójne zabójstwo w Opolu. Spalone zwłoki miały ukryć zbrodnię
W niedzielę, 21 marca br. nad ranem strażacy z Opola gasili mieszkanie na pierwszym piętrze przy ul. Dubois. Kiedy służby natrafiły w lokalu na dwa ciała z tłuczonymi i kłutymi obrażeniami, stało się jasne że ogień był tylko przykrywką. Już dzień później prokuratura potwierdziła, że mężczyźni zginęli wcześniej - i nie zabił ich dym. W tym czasie media prześcigały się w ustalaniu tożsamości i historii obu mężczyzn: my wiemy, że Ireneusz M. i Zygmunt M., wtedy koło 60-tki, przyjaźnili się od lat. Mieszkali razem, bo tak potoczył się los; obaj stracili ukochane, więc dzieląc niedolę i koszty zdecydowali się na współlokatorstwo.
Zygmunt M.: z zawodu księgowy, obsługiwał sporo firm, miał opinię rzetelnego fachowca. To on podnajmował pokój w mieszkaniu swojego kolegi, Ireneusza: dawniej dewelopera. Jak zginęli?
Przeczytaj więcej: Podwójne ZABÓJSTWO w Opolu. Martwe ciała miały spłonąć. Dlaczego mężczyźni zginęli? Obcokrajowcy zatrzymani [WIDEO]
Według wiedzy śledczych i aktu oskarżenia, który trafił do sądu w czwartek 9 grudnia, tego dnia Ireneusz wyszedł z domu (przy ul. Dubois) do sklepu. Spotkał tam trzech mężczyzn: Romana V. (42 l.) – Ukraińca i Artioma R. (26 l.) – Mołdawianina. Po krótkiej rozmowie obu Panów zaprosił do siebie - na wspólną, wieczorną libację. Wtedy nowi koledzy zadzwonili po trzeciego kompana: taksówką dojechał jeszcze Ion C. (27 l.) - Mołdawianin. Kiedy wszyscy dotarli już do mieszkania, polały się pierwsze drinki. A od nich do awantury wystarczyła chwila...
Opole: Makabra na Dubois. Dwa ciała, trzech morderców i pożar [ZDJĘCIA]
Kłótnia zaczęła się pomiędzy najstarszym Romanem V. i gospodarzem - Ireneuszem. Pierwszy, pięścią w twarz, zaatakował Ukrainiec, później dołączył Mołdawianin - Ion C. - a na końcu 26-letni Artiom. Ireneusz musiał przejść przez prawdziwe tortury; był bity, kopany na ziemi, później okładany deską do prasowania i drewnianą nogą od taboretu. Polała się krew i wybrzmiały okrzyki, które usłyszał - przebywający do tej pory w swoim pokoju - Zygmunt M. Wyszedł na korytarz i natychmiast rzucił się na niego jeden z gości - okładał nogą od taboretu. Zygmunt odruchowo uciekł do pokoju i zaryglował drzwi, ale to nie pomogło. Troje mężczyzn wyważyło wątłe zabezpieczenie, a po krótkiej szamotaninie i wymianie ciosów Ion C. wielokrotnie ugodził Zygmunta nożem kuchennym w okolice brzucha, klatki piersiowej i szyi. Obaj zginęli na miejscu - Zygmunt od pchnięć nożem, Ireneusz od obrażeń głowy.
Pożar miał zatuszować morderstwo
Napastnicy postanowili działać. Chcąc zatuszować zabójstwo, podpalili koszulki i kawałki papieru, a pod drzwi podłożyli szaliki - to dałoby im najwięcej czasu, zanim dym obudzi sąsiadów. Przed ucieczką zabrali jeszcze pieniądze - co najmniej 6 000 zł - i telefon Ireneusza M. i poszli do domu.
Nad ranem strażacy dowiedzieli się o pożarze i odkryli ciała. Ale i farsę zabójców, bo sekcja zwłok nie pozostawiła złudzeń. Analizując materiał dowodowy - m.in. nagrania z monitoringu, jeszcze w poniedziałek zatrzymali wszystkich trzech sprawców. Obcokrajowcy usłyszeli zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Wzniecenie pożaru mieszkania przy ul. Dubiosa zostało zakwalifikowane jako występek sprowadzenia pożaru, zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach. Żaden z oskarżonych nie przyznał się do zarzutów, obwiniali siebie wzajemnie. Za zabrodnię zabójstwa oskarżonym grozi kara pozbawienia wolności w wymiarze nie krótszym od lat 12, kara 25 lat pozbawienia wolności albo dożywotniego pozbawienia wolności. Z kolei za wzniecenie pożaru może zostać wymierzona kara od roku do 10 lat pozbawienia wolności.