Spis treści
- Pożar w Lubrzy. Poznaliśmy historię "Benka", czyli Pana Bernarda
- Od pożaru minęły dwa dni. "Wciąż się tli!"
- W galerii poniżej zobaczysz, jak wygląda pogorzelisko po ponad 24-godzinnym pożarze
- Jak pomóc?
Drugi dzień czerwca br. w Lubrzy (wiosce w powiecie prudnickim) rozpoczął się bardzo wcześnie i nie mniej gwałtownie. O 5.00 rano strażacy dostali wezwanie o pożarze w zakładzie wulkanizacyjnym BENO. Z czasem, na miejscu tworzyły się potężne utrudnienia, zamknięto drogę wojewódzką 414, na miejscu w szczytowym momencie pracowały 42 zastępy straży pożarnej.
Szczegółowo pożar relacjonowaliśmy TUTAJ: Lubrza. Doba walki z żywiołem?! "Ponad!". Potężny pożar pod Prudnikiem, gęsty dym przykrył niebo na długie godziny [ZDJĘCIA]
Pożar w Lubrzy. Poznaliśmy historię "Benka", czyli Pana Bernarda
Pani Patrycja Kuczmarska, 28-letnia pasierbica właściciela zakładu, w rozmowie z SE.pl tak wspomina środowe wydarzenia i ich przykre następstwa: "Ogień szybko się rozprzestrzeniał. Ze względu na palący się materiał, dogaszenie tego pożaru trwało ponad dobę. Na ten moment przyczyna pożaru jest nieznana. Ogień pochłonął nie tylko sprzęty służące do wykonywania prac, ale także całe zatowarowanie zakładu wraz z materiałami magazynowanymi dla klientów. Benek mógł tylko bezsilnie przyglądać się utracie majątku. Ból jakiego doświadczył on, jak i jego rodzina jest niewyobrażalny".
Benek, a właściwie Pan Bernard jest 49-letnim mieszkańcem Lubrzy. Swój zakład "BENO Serwis. Sprzedaż, naprawa opon i felg" zbudował od podstaw. Pani Patrycja opowiedziała nam o początkach działalności swojego ojczyma:
Benek do wszystkiego w życiu doszedł sam, nie oczekując niczyjej pomocy. Razem ze szwagrem zbudował od podstaw swój wymarzony zakład, zaczynali od małej stodoły, a skończyli na prężnie działającym warsztacie. Pracę wykonywał z ogromnym zaangażowaniem, właściwie to była jego pasja, nie tylko praca. W lokalnej społeczności wszyscy go znają, angażował się w życie gminy, wspierał i sponsorował młodych piłkarzy.
Od pożaru minęły dwa dni. "Wciąż się tli!"
Rodzinna firma opierała się na wspólnej pracy; w biznesie pomagała zarówno żona Pana Bernarda, jak jego syn. Teraz, dwa dni po pożarze (04.06.21 r.) dwaj Panowie, na zmianę z pracownikami firmy, wciąż doglądają spalonych fundamentów. Strażacy zwrócili uwagę, że przy obecnych, wysokich temperaturach, w pogorzelisku wciąż tli się ogień. Nieopatrznie rozdmuchany przez wiatr może doprowadzić do kolejnego zarzewia. Pan Bernard dostał więc dostęp do jednego z pobliskich hydrantów i wraz z bliskimi pilnuje pozostałości życiowego dobytku... mimo, że nie jest łatwo.
W dniu pożaru był bardzo zrezygnowany. Mówił, że już nie warto, że nie da rady tego postawić od nowa. Dlatego założyłam zbiórkę. Jak zobaczył, że ludzie walczą, chcą mu pomóc, bardzo się ucieszył. Powiedział, że chce dązyć do celu i odbudować, co się da...
W galerii poniżej zobaczysz, jak wygląda pogorzelisko po ponad 24-godzinnym pożarze
Jak pomóc?
Na portalu pomagam.pl 28-latka założyła zrzutkę na odbudowę rodzinnego biznesu. Poza infrastrukturą, pozostaje jeszcze sprawa zatrudnionych tam pracowników, którzy - przynajmniej na razie - zdecydowali się pomagać swojemu szefowi.
- Zwracam się do Państwa o pomoc. W tej tragicznej sytuacji liczy się każda przekazana złotówka oraz każda para rąk ludzi mających chwilę czasu i chęci, by mu pomóc. Pomóżmy Benkowi odbudować warsztat, aby zapewnić jemu, jego pracownikom i ich rodzinom stabilną sytuację finansową - apeluje Pani Patrycja.
Zrzutkę dedykowaną zakładowi Pana Benka znajdziesz TUTAJ