Spis treści
- Namysłów. Trwa bardzo dziwna potyczka. Na pierwszym planie są... dzieci
- Kto jest zatem autorem zgłoszenia? Stawiarski: nie składałem żadnych wniosków o ściganie kogokolwiek w tej sprawie"
- Tajemnicze screeny z rozmów
- O co więc chodzi? O zawiadomienie z 25 października
Namysłów. Trwa bardzo dziwna potyczka. Na pierwszym planie są... dzieci
Początki tych dziwnych tarć sięgają końcówki października 2020 roku. Wtedy pod domem burmistrza Namysłowa zjawił się tłum rozwścieczonych na rząd i postanowienia TK.
Całość relacjonowaliśmy dokładnie TUTAJ: Namysłów: 10 TYSIĘCY za "donos" burmistrza? AFERA po antyrządowym spacerze [WIDEO]
W trakcie tej manifestacji niezadowolenia, według burmistrza Stawiarskiego, pod jego domem byli także rówieśnicy jego syna, koledzy ze szkolnej ławy.
Obecnie sąd prowadzi w tej sprawie rozeznanie, chodzi o chłopca i dziewczynę w wieku 13 lat. Jak wynika z wpisu przedstawicieli stowarzyszenia w mediach społecznościowych, uczęszczają oni do jednaj klasy z synem włodarza miasta, a powodem działań ze strony sądu mają być ich wypowiedzi w internecie i komunikatorach.
Rzecznik namysłowskiej policji, asp. Paweł Chmielewski zdradził w rozmowie z SE.pl, że podjęte przez policje czynności mają związek ze zgłoszeniem dokonanym po nocnej pikiecie.
- W zawiadomieniu była też mowa o osobach nieletnich, które mogły dopuścić się czynu karalnego. Policja osobno rozpatrywała sprawę dotyczącą dorosłych, a w sprawie nieletnich została przesłana informacja do sądu w Kluczborku, do wydziału rodzinnego i nieletnich - tłumaczy, dodając że decyzja o podjęciu lub niepodejmowaniu czynności leży już w gestii sądu. W tej sprawie miało chodzić o groźby pobicia nastoletniego syna włodarza.
Kto jest zatem autorem zgłoszenia? Stawiarski: nie składałem żadnych wniosków o ściganie kogokolwiek w tej sprawie"
Trudno o kontakt z włodarzem Namysłowa. W środę (27 stycznia) bezskutecznie próbowaliśmy skontaktować się z jego gabinetem. Niemniej, całą sprawę komentuje w mediach społecznościowych.
- Policja w Namysłowie prowadziła z urzędu postępowanie w przedmiocie szykanowania mojego syna po październikowych i listopadowych protestach przez jego rówieśników (niektórzy byli pod naszym domem w trakcie słynnego najścia, wraz z rodzicami). Nigdy nie składałem żadnych wniosków o ściganie kogokolwiek w tej sprawie - czytamy.
Tajemnicze screeny z rozmów
Z relacji jednej z matek dzieci, wobec których sąd zdecyduje, czy wszcząć postępowanie, wynika, że w jej opinii - żadnych obelg tam nie było.
- Jestem zdziwiona tą sytuacją, bo moje dziecko nie zrobiło nic złego – mówi w rozmowie z portalem nto.pl. – Nie ukrywamy tego, że jesteśmy antypisowscy, a to, co się stało, jest naszym zdaniem polityczną zemstą. Przykro mi, że burmistrz postanowił wciągnąć w to dzieci. Był u nas kurator, wszystkich ta sytuacja kosztowała sporo stresu. Prześledziłam screeny rozmowy nastolatków, w których syn burmistrza miał być szykanowany. Ze strony mojego dziecka nie było żadnej obelgi, nie mówiąc już o groźbach - dodaje.
O co więc chodzi? O zawiadomienie z 25 października
Żeby wyjaśnić zawiją sytuację prawną, po raz kolejny skontaktowaliśmy się z oficerem prasowym namysłowskiej policji.
Asp. Paweł Chmielewski tłumaczy, że w całej sprawie chodzi o fakty feralnego zgłoszenia z nocnych protestów z 25 października.
- Jak pod koniec października Pan burmistrz złożył zawiadomienie odnośnie tego nielegalnego protestu, to przy składaniu zawiadomienia przedstawia się całą sytuację, swoje racje, osoba składająca zawiadomienie nie rozstrzyga już, czy to było zgodne, czy niezgodne z prawem. Tylko zawiadamia. I w tym zawiadomieniu m.in. była też wzmianka o tym, że były osoby, które szykanowały, czy groziły pobiciem syna Pana burmistrza. I to było nie wtedy pod domem, tylko w ogóle, w internecie. Jeżeli my, jako policja powzięliśmy taką informację, zgodnie z przepisami, rozbiliśmy to na dwie odrębne sytuacje. Jednym torem toczyła się sprawa odnośnie osób dorosłych, którzy w proteście uczestniczyły, żeby rozstrzygnąć, kto postąpił niezgodnie z prawem, a do osobnego wyjaśnienia była, skierowana przez naczelnika, sprawa tych nieletnich. Ale my nie wszczynaliśmy żadnej sprawy, nikogo nie przesłuchiwaliśmy, tylko na zasadzie informacji, i to klucz całej sprawy, powiadomiliśmy sąd rodzinny. I to w gestii sądu rodzinnego z Kluczborka jest, czy będzie prowadzone jakieś postępowanie wobec tych nieletnich - wyjaśnia.
I właśnie na tym etapie, sąd decyduje np. o wysłaniu kuratora do domu podejrzanych o - w tym przypadku - szykany, czy groźby pobicia.
Nie było więc żadnego "założenia sprawy". Policja, jak mówi nam oficer prasowy, jedynie poinformowała sąd, że istnieje domniemanie popełnienia takiego czynu. Poinformowała - otrzymując od burmistrza takie informacje. Sąd może zakończyć swoje postępowanie na opinii kuratora, lub wszcząć sprawę.