Krępna. Mobilizacja policji, straży i OSP
Sąsiad 52-letniego mężczyzny zgłosił sprawę w niedzielne popołudnie. Z jego relacji wynikało, że nie może skontaktować się z mężczyzną i obawia się o jego zdrowie. Na miejsce udał się patrol policji z Krapkowic i lokalne OSP.
Funkcjonariusze nie mogli nawiązać żadnego kontaktu z 52-latkiem. Podjęli decyzję o siłowym wejściu do lokalu, przez wyważenie drzwi - do tego zadania wezwali strażaków z JRG.
Jak relacjonuje TVN24, kiedy dowódca zastępu JRG zjawił się na miejscu, dostrzegł ślady po... pożarze! Nikt nic o tym nie wiedział, żaden z sąsiadów nie zgłosił jakiegokolwiek ognia.
- To były okopcenia wewnątrz mieszkania, w tym w okolicach okna. W związku z tym sprawdzono specjalną kamerą, czy w pomieszczeniach nie było wysokiej temperatury. Dowódca zadecydował, aby jednak wyważyć drzwi - relacjonuje w rozmowie z TVN24 Lucjan Lubaszka, oficer prasowy straży pożarnej w Krapkowicach.
Tajemniczy pożar, którego nie było
W końcu strażacy weszli do mieszkania mężczyzny. Z relacji wynika, że ślady po pożarze były wyraźne. Niektóre meble były spalone, inne okopcone. W mieszkaniu natrafili na zwłoki 52-latka.
Jak to możliwe? Po dokładnym przewietrzeniu lokalu i sprawdzeniu śladów, rzecznik prasowa policji z Krapkowic podsumowuje, że prawdopodobnie pożar rozwijał się w zamkniętym pomieszczeniu i bez dostępu tlenu samoistnie zgasł. To tłumaczyłoby dezorientację sąsiadów, bo nikt nic o pożarze nie wiedział. Co prawda później, po ujawnieniu makabry, kilku z nich przyznało, że poprzedniego dnia słyszeli hałas, ale nic nie czuli - smrodu spalenizny, czy dymu, dławiącego wnętrze mieszkania.
Wiele wskazuje więc na to, że do pożaru doszło w sobotę (23 stycznia), a mężczyzna zmarł zatruty tlenkiem węgla. Dokładne okoliczności śmierci i tajemniczego pożaru wyjaśni jednak policja pod nadzorem prokuratora.