Pan Józef pamięta sytuację, jakby miała miejsce wczoraj. - Na rondzie w Nysie doszło do kolizji z innym samochodem, z moim udziałem. To była niegroźna przecierka, nic poważnego - mówi nam emeryt.
Jego zdaniem na miejsce przyjechała policja, która nie pozwoliła kierowcom dogadać się, tylko wzięła sprawy w swoje ręce. - Od samego początku było bardzo nieprzyjemnie - relacjonuje pan Józef Zienkiewicz.
Z relacji emeryta wynika, że atmosfera z minuty na minutę stawała się coraz bardziej napięta. - W końcu usłyszałem, że mam pojechać gdzieś z policją - opowiada pan Józef.
Okazało się - jak twierdzi emeryt - że został wywieziony do lasu. - A tam przez trzy godziny byłem przetrzymywany. Bardzo się bałem. Dopiero po dłuższym czasie policja pozwoliła mi odjechać - mówi nam Józef Zienkiewicz.
O rewelacje pana Józefa zapytaliśmy Magdalenę Skrętkowicz, oficer prasową policji w Nysie. Jak łatwo się domyślić, sytuację opisuje zupełnie inaczej, niż emeryt. - Faktycznie, kolizja z udziałem tego pana miała miejsce w Nysie. Zapewniam jednak, że nigdzie nie został wywieziony. Po prostu policjanci chcieli, żeby pojazdy uczestniczące w stłuczce zjechały z ronda i stanęły w miejscu, w którym nikomu nie przeszkadzały. Nikt nikogo nie wywoził do lasu - mówi nam Magdalena Skrętkowicz.