Na Opolszczyźnie brakuje miejsc na oddziałach wewnętrznych, czyli na tzw. internie. Część z tych oddziałów została przekształcona w covidowe i problem się pogłębił. Pacjenci - niecovidowi - którzy potrzebują pilnej pomocy korzystają zwykle z SOR i zostają tam dłużej, niż powinni, bo nie ma ich gdzie przenieść. Renata Ruman-Dzido, prezes Szpitala Wojewódzkiego w Opolu (ul. Augustyna Kośnego 53) tłumaczy, że nie chodzi o samo przyjęcie pacjenta na SOR, a o jego późniejsze przekierowanie na odpowiedni oddział.
Nie chodzi o przyjęcia chorych na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Problem pojawia się wtedy, kiedy trzeba zaopatrzonemu pacjentowi na SOR-ze znaleźć miejsce w oddziale chorób wewnętrznych. To zresztą problem nienowy, teraz na pewno jeszcze się pogłębił
USK Opole. "Oddział wewnętrzny zajęty w ponad 100 procentach"
Podobnie sprawa wygląda w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym, przy ul. Witosa. SOR, co prawda, został tam powiększony, ale to podobnie jak sam tłum. Dziennie lekarze przyjmują ok. 140 pacjentów w ciągu doby. I ponownie, samo przyjęcie na SOR to jeszcze nie problem...
- Nasz oddział wewnętrzny jest zajęty w 100 procentach, a nawet ponad, ponieważ oprócz 35 łózek na oddziale, które są zajęte przez pacjentów, dla 5 pacjentów wygospodarowaliśmy dodatkowo salę na innym oddziale - precyzuje Edyta Hanszke-Lodzińska kierownik sekcji komunikacji z USK.
To przykłady z samego Opola, a i w Kędzierzynie-Koźlu w szpitalu covidowym (największym w regionie) liczba pacjentów spada. Jest tam ok. 260 łóżek dla pacjentów z koronawirusem, a jak podało Starostwo Powiatowe, liczba pacjentów po raz pierwszy od długiego czasu spadła poniżej 100. Sama placówka trzykrotnie była przekształcana w oddział covidowy, a dwukrotnie "odmrażana". Martyna Kolemba-Gashka, rzeczniczka wojewody opolskiego, na wniosek którego przeprowadzano zmiany, poinformowała w rozmowie z nto.pl, że decyzje ws. kolejnego przywracania standardowego działania części oddziałów zostaną podjęte prawdopodobnie z końcem tygodnia.