Pan Artur przebywa obecnie w szpitalu w Raciborzu. Jego historia zaczyna się jednak nieco dalej - w Czechach. Wieloletni sportowiec był za południową granicą Polski na turnieju tenisa stołowego. W obecnych, izolacyjnych warunkach, podczas rozmowy telefonicznej z dziennikarzem se.pl zdradził, że gra od lat. Wtedy, w turnieju brał udział 3 marca, w jego ramach przemieszczał się po kilku czeskich miastach, stacjonując w dwóch - Bruntalu i Żywocicach.
Czytaj też: Koronawirus jak katar: częściej dopada mężczyzn
Po powrocie do kraju - już 10 marca - poczuł się źle. W domu był razem ze swoją matką, głównie leżał. Mimo trudnej sytuacji, naszemu rozmówcy humor dopisywał.
TU KUPISZ "Super Express" w trakcie kwarantanny!
Polecany artykuł:
Kiedy sytuacja zaczęła być naprawdę niepokojąca, poprosił matkę, żeby pomogła mu dotrzeć do szpitala w Głubczycach, gdzie dojechali samochodem. Z głubczyckiego szpitala miał trafić do Opola na oddział zakaźny. Tak się jednak nie stało.
Mama chyba zapytała, czy do Raciborza nie będzie lepiej, i jakaś pani doktor powiedziała, że tak. To była chyba 21.00, a powiedziano nam, że na karetkę musielibyśmy czekać do 24.00
Tak trafił do raciborskiego szpitala, w niedzielę 15 marca. Wyniki poznał w poniedziałek w nocy. Z nami rozmawiał w środę (18 marca) i - jak mówi - "Dzisiaj jest najlepszy dzień od tygodnia". Gorączka odpuściła, choć stan, w jakim trafił do szpitala skutecznie uniemożliwił mu zapamiętanie choćby topografii budynku.
- Szpital jest super. Ten zakaźny, w którym jestem to malutki parterowy budynek. Nawet nie wiem ile jest w nim pomieszczeń. Jak mnie przyjęli, tylko mnie tu zaprowadzono, pobrano próbki i dostałem na zbicie temperatury paracemtamol - mówi Pan Artur.
No właśnie. Warunki w szpitalu? "Znakomite!"
Tak relacjonuje je Pan Artur. Nie narzeka, choć jak wskazuje: "Gdyby nie telewizor, pewnie bym tu umarł z nudów". Nie tylko telewizor poprawia mu nastrój.
- Jedzonko? Wyśmienite! A ostrzegali mnie, że wie Pan, jak to w szpitalu z jedzeniem. Jestem mile zaskoczony - recenzuje.
Na razie przed Panem Arturem rutynowe mierzenie temperatury, wizyty lekarzy, jedzenie i leki podawane przez specjalną śluzę. Z lekarzami jest głównie w kontakcie telefonicznym - tak przekazuje najważniejsze informacje.
- Jest śluza, taki przedsionek. Ma ultrafiolet, stoi taboret i pielęgniarka przychodzi, zostawia leki, jedzenie, wychodzi, wtedy wchodzę ja i je odbieram - mówi.
Zarażony przez Czecha - to pewne. Kolega Pana Artura też ma COVID-19
Pan Artur podejrzewał, że zaraził go prawdopodobnie kolega, z którym był na turnieju. We wtorek (18 marca) jego przypuszczenia się potwierdziły, bo kolega otrzymał pozytywny wynik badań i poinformował go o tym telefonicznie. Mama chorego jest w tej chwili pod kwarantanna - jak zapewnia - czuje się dobrze.
Żartował z koronawirusa - żartuje dalej
Okazuje się, że zarażony koronawirusem ma do niego spory dystans. Pan Artur opowiedział o tym, jak śmiał się z COVID-19, m.in. na Facebooku. Nie zawsze spotykało się to z miłym odbiorem. - Zdarzały się hejty - jak mówi. Mimo wszystko, uśmiech go nie opuszcza. - Tyle w życiu przeszedłem, biorę to na klatę - mówi Pan Artur.
Koronawirus opolskie: najnowsze informacje