- Na początku (działalności TOWU - red.) potrafiło być po 300 wolontariuszy jednego dnia, teraz to pomiędzy 50 a 80. osób dziennie - słyszymy w budynku Turawy Park od koordynatora pomocy humanitarnej Romana Pałki. Przed drzwiami wejściowymi stoi kolejka osób; kobiet i dzieci w różnym wieku. Wszyscy czekają na pomoc.
Z początkiem kwietnia br. szczegółowo opisaliśmy sytuację wewnątrz największego hub'a pomocowego na Opolszczyźnie - TOWU (Tymczasowy Ośrodek Wsparcia Ukrainy). Dyrektor opolskiego PCK, który objął opieką TOWU, już wtedy przyznał, że pomaganie wojennym uchodźcom przerosło powszechne wyobrażenia. Byliśmy przygotowani raczej na sprint, a mamy do czynienia z maratonem.
Zobacz więcej: "Nie wiem, ile jeszcze będziemy musieli mieć siły". Pomaganie uchodźcom w Opolu jest coraz trudniejsze! [WIDEO, ZDJĘCIA]
Sytuacja stale się zmienia i na razie trend jest spadkowy; powoli zaczyna brakować wolontariuszy, a wraz z nimi - darów. - Nawet jeśli na konkretną chwilę to optymalna liczba, to wolontariuszy nigdy zbyt wielu. Wciąż pojawia się tzw. "świeża krew", ale coraz rzadziej. Nie oszukujmy się, wielu Polaków "wypstrykało" się już z pieniędzy. Oczywiście, są też firmy, które regularnie nas wspierają. Choćby Lelek, ta firma udostępniła nam np. wóz do przewożenia żywności - wylicza koordynator z TOWU.
Opole: TOWU potrzebuje mobilizacji. Jak pomóc?
Jak można pomóc? Obecnie na miejscu brakuje żywności z długą datą przydatności (mleko, makarony, płatki śniadaniowe, kasza, słodycze, konserwy) i chemii (kosmetyki, tampony, podpaski, mydło w płynie, szampony dezodoranty, kremy). Jak się dowiadujemy, to dwa najbardziej "oblegane" działy i to tych przedmiotów Ukraińcy potrzebują najbardziej. Ubrania są, więc wolontariusze ograniczają ich napływ; teraz przyjmuje się już tylko wiosenne i letnie, bo zimowych jest w nadmiarze. I oby nie były potrzebne...
REPORTAŻ Z OPOLA: Perfidnie oszukał Ukrainki uciekające przed wojną. Trudno uwierzyć, ile płaciły za kawalerkę pod ziemią!
"Wychodzą stąd z uśmiechem"
TOWU jest pełne ściskających gardło historii. Wolontariusze dbają, żeby potrzebujący czuli się tu komfortowo, choć to niełatwe. - Mamy wolontariuszy z Polski i Ukrainy i, wydaje mi się, że m.in. dlatego uchodźcy czują się tu komfortowo. Są sytuacje, choćby takie kiedy pojawiają się ludzie z Mariupola - niektórzy wiele dni spędzili w bunkrach. Spotkanie z nami jest zderzeniem z nową rzeczywistością, ale ufają nam i wychodzą stąd z uśmiechem - opowiada nam Roman Pałka.
Jak to działa?
Do TOWU przychodzą uchodźcy, którzy potrzebują materialnej pomocy; Ukraińcy na wejściu przechodzą przez punkt rejestracyjny (widoczny na zdjęciach), legitymują się paszportem lub dokumentem potwierdzającym przekroczenie granicy po 24 lutego i na tej podstawie mogą robić "zakupy" raz w tygodniu. Wolontariusze obsługują konkretne stanowiska, każdy chętny jest mile widziany, wystarczy.. przyjść. Czas nie jest w żaden sposób limitowany; pomagasz tyle, ile możesz. Większość pracujących na miejscu ochotników to już "stała ekipa", przychodzą po pracy, uczelni, czy szkole. Koordynator zwykle opuszcza TOWU o 21.00. Piątki, soboty i niedziele są "wolne". - Myślę, że to potrwa jeszcze jakiś czas (wojna w Ukrainie - red.). Realnie, co najmniej do końca roku. Część z osób, którym pomagamy deklaruje, że chce tu zostać - puentuje Pałka. Dary można przynosić od poniedziałku do czwartku.