Powódź w Polsce

Poważne oskarżenia pod adresem Wód Polskich! Powodzi można był uniknąć?! Burmistrz Nysy nie gryzł się w język

2024-09-22 23:53

Burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz skrytykował działania Wód Polskich dotyczące powodzi w Polsce 2024. Jego zdaniem kataklizm mógł nie przybrać takich rozmiarów, gdyby nie decyzja dotycząca zarządzaniem zbiornikiem retencyjnym w Nysie. Jak informuje Kolbiarz, Wody Polskie we Wrocławiu miały bez konsultacji z miastem zacząć zrzucać wodę, co doprowadziło do zalania Nysy.

Powódź w Polsce 2024. Burmistrz Nysy krytykuje Wody Polskie

Nadmierny zrzut wody ze zbiornika w Nysie miał według burmistrza miasta doprowadzić do zalania miasta. Kordian Kolbiarz opublikował na profilu facebookowym długi wpis, w którym opisał ostatnie godziny przed powodzią w Nysie. Jego zdaniem mieszkańcom wcale nie groziło zalanie, a sytuacja była wbrew pozorom stabilna.

Jak wspomina, zbiornik otmuchowski przyjął wodę z Nysy Kłodzkiej po pęknięciu tamy w Stroniu Śląskim i na zbiorniku Topola, ale w odwodzie pozostawał zbiornik w Nysie, które jak podaje Kolbiarz, przez całą powódź nie został w całości zapełniony. Wody Polskie we Wrocławiu miały zrzucać z tamy 600 metrów sześciennych na sekundę, co nie groziło miastu zalaniem. Dalsza część tekstu poniżej.

Sytuacja powodziowa w Nysie. Relacja mieszkańców

Niestety kilka godzin później, bez żadnej konsultacji z nami, bez podania przyczyny i bez wcześniejszego poinformowania, zrzut został zwiększony (przez wrocławskie wody polskie) do poziomu 1000 metrów sześciennych na sekundę! Zwiększony zrzut oznaczał wylanie rzeki poza koryto i stopniowe zalewanie naszego miasta. Zaczęła się powódź. Zalany został szpital, szkoły, przedszkola, firmy, mieszkania, instytucje. Co najgorsze, ten ogromny zrzut wody z tamy spowodował pojawienie się wyrwy w wale rzeki, która stała się dla nas kolejnym, ogromnym zagrożeniem

- pisze burmistrz Nysy.

Wody Polskie nie chciały ograniczyć zrzutu wody?

Jak dodaje, miasto interweniowało w Wodach Polskich we Wrocławiu, bo ograniczyć zrzut wody i umożliwić działanie służbom w celu zasypania wyrwy, ale bez rezultatu. Do Nysy przyleciały nawet dwa śmigłowce, z których zrzucano duże worki z piaskiem, ale okazało się, że mogą one pracować tylko w dzień - przed zmrokiem odleciały.

- Sytuacja stawała się krytyczna. Nie znając skali dramatu wynikającego z wdarcia się rzeki poprzez wyrwę, zarządziłem całkowitą ewakuację. W Nysie wybuchła panika i ludzie masowo zaczęli ratować swoje rodziny. Tego dnia wieczorem miałem możliwość bezpośredniego wystąpienia w TV Polsat. Powiedziałem, że nie ma wyjścia, musimy, jako mieszkańcy stworzyć łańcuch ludzi i podając sobie z rąk do rąk worki z piasku, zasypać wyrwę. Jednak przy zrzucie wody wynoszącym 1000 metrów na sekundę byłoby to niezwykle ryzykowne - kontynuuje Kolbiarz.

Burmistrz Nysy o zmianach w procedurach zrzutu wody

Jak przekazuje, zrzut wody udało się ostatecznie ograniczyć do 800 metrów sześciennych na sekundę, ale dopiero po interwencji ministra Tomasza Siemoniaka.

- Mam nadzieję, że doświadczenie powodzi sprawi, że będziemy jeszcze silniejsi jako mieszkańcy. Ufam, że dojdzie do zmian w procedurach zrzutu wody w czasie kataklizmu, bo obecna formuła, w której o losie Nysy decyduje wyłącznie instytucja z Wrocławia jest nie do przyjęcia i jest niedopuszczalna - pisze samorządowiec.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki