Maciej uwielbiał grać w piłkę nożną. Na tyle, że korzystał z każdej chwili, aby móc pokopać. Trenował nawet na parkingu, pod dużym centrum handlowym. Miejsce to miało swoje plusy: wieczorami było puste, równe, no i oświetlone.
Podczas jednego z takich treningów, do Maćka i jego trzech kolegów podeszła grupka chłopaków w podobnym wieku. Wszyscy znali się z widzenia, Nysa to niewielkie miasto. Dodatkowo mama Maćka to nauczycielka, np. Patryk D. był jej uczniem. Nic nie zapowiadało tragedii.
Teraz musimy się cofnąć w czasie o około godzinę. Patryk D. i trzej jego koledzy piją w najlepsze alkohol. Sytuacja jest taka, jak prawie każdego innego dnia, cała ekipa nie stroniła bowiem od procentów. - Szlajali się często po mieście. Niezbyt sympatyczne towarzystwo – mówi nam mieszkaniec Nysy, z którym rozmawialiśmy.
Jeden z tych mężczyzn miał małe dziecko – przez mieszkańców uznawany jest za najporządniejszego z całej grupy. Jego partnerce nie podobało się, że zamiast siedzieć w domu, błąka się po okolicy i pije. Nic jednak nie pomagały prośby i groźby: zamiast opiekowania się potomkiem, wolał towarzystwo kolegów. Dlatego też kobieta postanowiła użyć podstępu, aby ściągnąć go do domu. Jak się później okazało, to był wyrok śmierci na Maćka.
Kobieta zadzwoniła bowiem do swojego partnera i powiedziała, że jacyś mężczyźni kręcą się pod domem, a ona czuje się bardzo zaniepokojona. Uznała, że gdy ukochany usłyszy te słowa, to wróci do domu, żeby ją obronić. Nie pomyliła się bardzo – jej partner faktycznie postanowił przyjść jej w sukurs. Zabrał swoich kolegów i wyruszył na poszukiwania grupki, która rzekomo niepokoiła jego żonę.
Pech chciał, aby ci mężczyźni trafili na Maćka i kolegów, którzy grał w piłkę. Uznali, że to na pewno oni.
Resztę widać na monitoringu. Najpierw była awantura, zapewne wyzwiska, a później… Doszło do niewyobrażalnej tragedii. Jeden z agresorów wyciągnął pistolet i zaczął mierzyć do przerażonego Maćka (dopiero później okazało się, że to atrapa). Drugi ganiał go po parkingu i kopał. A Patryk D. dokończył zbrodni: okładał Maćka kijem od golfa (!). Ostatecznie chłopak stracił przytomność i upadł. Przyjechało pogotowie. Maciek trafił do szpitala, nie odzyskał już przytomności. Obrażenia były zbyt rozległe. Kilka dni później – dokładnie 1 listopada – chłopak umarł.
Policja szybko wyłapała wszystkich uczestników zbrodni. Jeden z nich starał się ukrywać, ale po jednym dniu też został schwytany.
Morderstwo w Nysie. Czterech oskarżonych na ławie. Kiedy wyrok?
Możliwe, że w czwartek (29 października) w Opolu sąd ogłosi wyrok w tej sprawie. Na ławie oskarżonych siedzi czterech mężczyzn, w tym przede wszystkim Patryk D., który jest głównym oskarżonym. Mimo, że przez tych ludzi zginął niewinny chłopak, żaden z nich nie siedzi w areszcie. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy. Mieszkańcy Nysy boją się tych ludzi. Ci, z którymi rozmawialiśmy dziwią się, że nie zostali odizolowani od społeczeństwa. A na korytarzu sądowym, przed poprzednimi rozprawami, mijali się z mamą Maćka. Kobieta widziała z bliska oprawców swojego syna, słyszała ich rozmowy, jak np. umawiali się na wspólne imprezy po rozprawie.
Po śmierci Maćka przeżyła załamanie nerwowe. Do dziś nie jest w stanie normalnie funkcjonować po stracie najukochańszego syna. Teraz liczy tylko i wyłącznie na sprawiedliwy wyrok. Oprawcom Maćka grozi nawet 10 lat więzienia.