44-letni kierowca przejeżdżający przez Aleksandrów może mówić o wielkim szczęściu, bo co prawda uratował dzikie zwierzę, ale sam mógł zginąć w jego miejsce. W środę przed godz. 20 przed maskę auta mieszkańca Warszawy wybiegło z lasy niezidentyfikowane stworzenie, które ominął, by uniknąć zderzenia. Mężczyzna odbił w prawo, ale wypadł z drogi i uderzył w drzewo, a w jego samochodzie momentalnie wybuchł pożar.
Zamroczony kierowca omal sam nie zginął, ratując zwierzę, bo wydostał się z płonącego auta w ostatniej chwili. Pomógł mu w tym jeszcze przypadkowy świadek zdarzenia. Pojazd 44-latka doszczętnie spłonął, a na miejscu pojawił się służby ratownicze. Na szczęście mieszkańcowi Warszawy nic poważnego mu się nie stało, bo skorzystał z pomocy medycznej w karetce pogotowia bez konieczności hospitalizacji. Pożar w Aleksandrowie dogasiły 2 zastępy PSP z Nowego Dworu Mazowieckiego i dwa zastępy lokalnych OSP.
Polecany artykuł: