O sprawie jako pierwszy poinformował portal Nasza Mława. Maluszek z 40-stopniową gorączką został ostatecznie przyjęty, ale dopiero po 5 godzinach oczekiwania. Tyle szczęścia nie miała kobieta z 6-letnim dzieckiem, która zjawiła się w szpitalu w Mławie w jedną z ostatnich niedziel, ale odesłano ją do Żuromina bądź Ciechanowa. To dlatego, że lekarz ze świątecznej pomocy lekarskiej rozpoczynał dyżur dopiero o godz. 20, w czasie gdy mieszkanka Mławy pojawiła się w placówce 10 godzin wcześniej.
- W tym dniu mieliśmy taką sytuację, że do godziny 20 nie było obsady. Zabezpieczenie obsługi pacjentów odbywało się na tej zasadzie, że lekarze z oddziału mieli przyjmować pacjentów. Być może we wspomnianym czasie lekarz z SOR-u, który powinien przyjąć pacjentów, gdzieś wyjechał służbowo (...) Nie powinni byli uzyskać informacji, że trzeba udać się gdzieś indziej, lecz personel powinien zająć się pacjentem - mówi portalowi Nasza Mława dyrektor szpitala Waldemar Rybak.
Mężczyzna zapewnia, że w styczniu podobna sytuacja już nie powtórzy, ale nie kończy to problemów szpitala w Mławie w dłuższej perspektywie.
- Bywa, że zostaje jeden czy dwa dni w miesiącu puste w grafiku. W wakacje nawet na 8 dni i więcej trudno było znaleźć lekarza. Wtedy zaczyna się targowanie – a za ile – nawet za dwa razy większą stawkę. U niektórych nie ma już tego poczucia, że lekarz jest dla pacjenta. Ja z kolei nie mogę sobie pozwolić na to, żeby zapłacić o połowę wyższą stawkę, bo zaraz inni przyjdą po to samo - tłumaczy w rozmowie z portalem Nasza Mława Rybak.
Polecany artykuł: