Płock. Alarm powodziowy na Wiśle. PTW czeka na wyrok. "Gardło mi ściska..." [ZDJĘCIA]
Jeszcze w poniedziałek nic nie wskazywało, że sytuacja w Płockim Towarzystwie Wioślarskim przybierze taki obrót. Po wprowadzeniu alarmu przeciwpowodziowego na Wiśle prezes Jacek Karolak i pozostali pracownicy na własną rękę rozpoczęli zabezpieczanie terenu, ale z PTW napłynęły już pierwsze przykre wieści.
- Trudno mi mówić, bo gardło mi ściska... Pierwszy budynek został praktycznie zalany: kotłownia, pompy, kocioł olejowy. Strażacy cały czas wypompowują stąd wodę. Jeszcze w nocy ratowaliśmy salę gimnastyczną, ale woda nie przelała się tam, tylko dostała się do środka przez ziemię, wybijając płytki... Tragedia, no... - mówi Karolak.
Czytaj też: Płock. Alarm przeciwpowodziowy na Wiśle. Czy miastu grozi powódź zatorowa, jak 39 lat temu? [ZDJĘCIA]
Mimo trudnej sytuacji Płockiego Towarzystwa Wioślarskiego warto podkreślić, że wiele osób zadało sobie dużo trudu, by zapobiec nieszczęściu.
- Bardzo dziękuję wszystkim, którzy nam pomogli: strażakom, żołnierzom Obrony Terytorialnej, kibicom Wisły Płock, którzy byli z nami jeszcze o 4 nad ranem - kontynuuje Karolak.
Czytaj też: Płock. Alarm przeciwpowodziowy na Wiśle. Lodołamacze nie mogą wypłynąć! Dlaczego? [ZDJĘCIA]
Na miejscu powstał już duży wał przeciwpowodziowy, dlatego teraz wszyscy czekają w napięciu, czy Wisła będzie się dalej przesuwać.
- Ratujemy resztki kotłowni i nie poddajemy się. Taka powódź zdarza się raz na 40 lat - ostatnia, nawet większa, była w 1982 r. - i musimy się z tym pogodzić, chociaż jest ciężko. Nie wiem, czy można było temu zapobiec, bo są mądrzejsi ludzie, którzy powinni to wiedzieć lepiej - kończy Karolak.
Czytaj też: Alarm powodziowy na Wiśle! Lodołamacze czekają w gotowości, ale decyzji ciągle nie ma [ZDJĘCIA, RELACJA]