Jak mówi portalowi Ekstra Sierpc Bronisława Mańkowska, zanim wybuchła II wojna światowa, święta w jej domu nie różniły się aż tak bardzo od obecnych. Była duża, żywa choinka, szklane bombki, zimne ognie. Łańcuchy robiło się z bibułki i słomy, a na drzewku paliły się zrobione z wosku świeczki. Pamiętny 1939 r. zmienił jednak wszystko.
- To były bardzo trudne czasy. Na pasterki się nie chodziło. Niemcy wywieźli księdza ze Słupi i księdza z Bonisławia. Zabili ich. Przyjeżdżał do nas taki starszy ksiądz z Łęgu (...) Każdy szedł pod strachem. Mało ludzi chodziło do kościoła, bo się bali. Ale opłatek w domu mieliśmy zawsze (...) - mówi portalowi Ekstra Sierpc Mańkowska.
Jak dodaje kobieta, mimo że trwała wojna, jej rodzina starała się, by przynajmniej dzieci dostawały na święta prezenty. Znajoma krawcowa szyła ze szmaty laleczki i sukieneczki i wypychała je trocinami. W czasie wieczerzy wigilijnej trudno było oczywiście przestrzegać tradycji, dlatego ludzi jedli nawet mięso wieprzowe, choć był to rarytas.
- Świniaki to się w nocy zabijało, oprawiało i w beczce w ziemi zakopywało. Broń Boże, żeby Niemiec wszedł, gdy się mięso gotowało. Pamiętam, jak przyszedł raz i mama akurat gotowała, to aż zemdlała. Na szczęście zagadali się na dworze i do domu nie weszli - mówi portalowi Ekstra Sierpc 92-latka.
Ludzie cały czas żyli w strachu, dlatego nikt nie ważył się nawet wejść do lasu, by wyciąć dla siebie choinkę. Ojciec Mańkowskiej nasypał do starego garnka ziemię i włożył tam gałązkę świerku. To była choinka.
Kobieta pamięta również doskonale pierwsze powojenne lata.
- W Wigilię, jak wszystko na stole stało, przychodziła babcia, mamy mama. Ona umiała modlitewkę powiedzieć i dopiero potem dzieliliśmy się opłatkiem. Później kolędy zaczynaliśmy śpiewać. Pierwsza kolęda to była „Przybieżeli do Betlejem pasterze”. Nikt u nas w domu nie grał na instrumentach. W Wigilię jedliśmy kluseczki ze śliweczkami, ryż gotowany, śledzika, kapustę chudą - mówi w rozmowie z portalem Ekstra Sierpc Mańkowska.
Jak dodaje 92-latka, jej ojciec nie zapominał w Wigilię także o zwierzętach. Każdemu z nich podawał pokruszony opłatek zawinięty w siano.
- Jak Niemcy odeszli, była wielka radość. Przeszedł strach. Jak już w Lelicach muzykant był, to całymi wozami ludzie jeździli, cieszyli się że są na wolności, że można było iść - mówi portalowi Ekstra Sierpc Mańkowska.