Jak relacjonuje portal polsatnews.pl, dramat 80-letniej Danuty Woźniakiewicz z Płocka, która jest niesamodzielna i wymaga stałej opieki ze względu na demencję oraz depresję rozpoczął się, gdy jej mąż zakaził się koronawirusem, przez co trafił do szpitala. Krewni małżeństwa twierdzą, że lekarze pozostawili niepełnosprawną staruszkę samą w mieszkaniu, nie zapewniając jej opieki i nie informując rodziny. Kolejny problem pojawił się, kiedy bliscy podejrzewając zakażenie również u kobiety chcieli wezwać do niej pogotowie ratunkowe. Tam mieli usłyszeć od dyspozytora, że "jeśli kobieta nie ma objawów, to ratownicy nie przyjadą", a "jak oddycha to żyje". Pani Danuta od czterech lat nie opuszcza swojego mieszkania i nie jest w stanie samodzielnie dojechać do punktu wymazowego. Z kolei pomoc społeczna potwierdziła, że może objąć seniorkę opieką, ale dopiero po wykonaniu testu na obecność koronawirusa.
Karol Boruszewski, członek rodziny w rozmowie z polsatnews.pl stwierdził, że jedyną możliwością otrzymania przez panią Danutę skierowania na koronawirusowe badania byłaby teleporada, jednak kobieta ze względu na chorobę psychiczną nie jest w stanie obsłużyć telefonu, ani wiarygodnie ocenić swojego stanu zdrowia. Pan Karol sam musiał więc pobrać wymaz od niepełnosprawnej staruszki, choć nie jest osobą przeszkoloną w tym kierunku i ryzykował, że sam się od niej zarazi, ponieważ niestety okazało się, że pani Danuta jest zakażona koronawirusem. Tym samym dopóki nie pokona infekcji, nie może liczyć na wsparcie ze strony MOPS-u. Kobieta powinna trafić do szpitala, lecz transportu miał odmówić zarówno szpital w Płocku, jak i w Sierpcu ze względu na brak dostępnej karetki. Pan Karol wzywając pogotowie miał tym razem usłyszeć od dyspozytora, że "jest skazany na łaskę Bożą". W związku z tym niepełnosprawna 80-latka, która sama pracowała jako pielęgniarka w dalszym ciągu mieszka samotnie i może liczyć wyłącznie na pomoc członków swojej rodziny.