Jak informuje Gazeta Wyborcza Płock, choroba dziecka była na tyle poważna, że maluszek nie przeżył i zmarł niespełna 2 lata po narodzinach. Chłopczyk urodził się w listopadzie 2012 r., a już w grudniu tego samego roku jego matka Aleksandra Topolska złożyła do prokuratury w Płocku zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez personel Szpitala Świętej Trójcy.
Kobieta trafiła do placówki w 42. tygodniu ciąży, choć lekarze twierdzili, że to 39. Płocczanka miała małowodzie i tachykardię płodu, ale na badanie czekała dwa dni. Wyniki nie były dobre i nie można było wywołać akcji porodowej, ale mimo to kobiecie nie zaproponowano cesarskiego cięcia.
Jak informuje Gazeta Wyborcza Płock, chłopczyk urodził się urodził się bez oddechu i w zielonych wodach płodowych, dlatego tego samego dnia trafił do Centrum Matki Polki w Łodzi. Maluszek był przez ponad tydzień sztucznie podtrzymywany przy życiu, w czego efekcie zdiagnozowano u niego spastyczne porażenie dziecięce czterokończynowe i padaczkę lekoodporną w zespole Westa. Jego matka jest policjantką, więc przezornie zadbała, by odebrać ze szpitala w Płocku dokumentację medyczną.
- (...) Odsyłali mnie, odwlekali, a ordynator nawet odmówił mi możliwości rozmowy z lekarzem prowadzącym poród (...) - mówi Gazecie Wyborczej Płock.
Jak informuje Gazeta Wyborcza Płock, Topolska w niedługim okresie dowiedziała się przypadkiem o Jolancie Budzanowskiej z Krakowa, która pomogła jej przygotować pozew cywilny o odszkodowanie, zadośćuczynienie i rentę dla dziecka. Doszło do tego jeszcze, jak maluszek żył, ale 5 listopada 2014 r. chłopczyk zmarł. Sprawa toczyła się przed Sądem Okręgowym w Warszawie, który wydał wyrok w sierpniu 2017 r.
Zgodnie z uzasadnieniem Alan urodził się w ciężkiej zamartwicy spowodowanej błędami diagnostycznymi i terapeutycznymi lekarzy, która doprowadziła do pojawienia się kolejnych poważnych chorób. Zdaniem sądu "w przypadku prawidłowo prowadzonej ciąży i porodu dziecko uniknęłoby uszczerbku na zdrowiu".
Jak informuje Gazeta Wyborcza Płock, Szpital Świętej Trójcy nie zamierzał pozostawać bierny, broniąc się m.in. tym, że na taki, a nie inny stan płodu miały wpłynąć papierosy, które rzekomo paliła kobieta. Topolska nie robiła tego jednak od momentu, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. W dodatku sąd uznał, że "u noworodka nie stwierdzono bowiem objawów negatywnych nikotynizmu matki w postaci małogłowia, słabszego rozwoju w życiu płodowym i wylewu krwi do mózgu". Płocczance przyznano 250 tys. zł odszkodowania, ale od wyroku odwołała się zarówno ona, jak i szpital w Płocku z ubezpieczycielem.
Polecany artykuł:
Jak informuje Gazeta Wyborcza Płock, ostateczny wyrok w sprawie zapadł 7 lutego br. Sąd Apelacyjny w Warszawie przyznał Topolskiej 880 tys. zł, które wypłacił już kobiecie ubezpieczyciel. Wiceprezes Płockiego Zakładu Opieki Zdrowotnej Marek Stawicki - spółki, która zarządza Szpitalem Świętej Trójcy - nie zgadza się jednak z werdyktem.
- (...) w ocenie zarządu brak jest podstaw merytorycznych do jednoznacznego uznania, że działania personelu medycznego szpitala były bezprawne, zawinione i doszło do zaniedbań (...) w świetle przyjętych przez sąd opinii biegłych z zakresu ginekologii i położnictwa. Z ich treści wynikają bowiem diametralnie różne wnioski końcowe w zakresie odpowiedzialności personelu medycznego szpitala za stan zdrowia dziecka po urodzeniu. Zarząd Płockiego Zakładu Opieki Zdrowotnej nie może przyjąć za pewne, że doszło do błędów medycznych - mówi Gazecie Wyborczej Płock Stawicki.
Jak dodaje, "zarząd spółki podejmie decyzje dotyczące dalszych działań”.