Zbrodnia w Płocku wstrząsnęła nie tylko odbiorcami mediów, którzy dowiedzieli się o tej tragedii z telewizji, radia czy internetu. Wstrząśnięci byli również pracownicy służb mundurowych. Zwłoki trzech chłopców w wieku siedmiu, dwunastu i siedemnastu lat, znaleźli strażacy. Jak mówi ich kolega, st. kpt. Edward Mysera z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Płocku, widok był dla strażaków tak bardzo przerażający, że museli skorzystać z pomocy psychologów.
– Początkowo podejrzewano, że mogło dojść do zaczadzenia – mówi w rozmowie z "Uwagą" Marcin Policiewicz, zastępca prokuratora rejonowego w Płocku i dodał, że na szyi chłopców ujawniono rany cięte. – Byłem na miejscu. To stosunkowo niewielkie mieszkanie, pokój, kuchnia i łazienka połączona z toaletą. Dzieci znajdowały się w głównym pokoju. Ciała dwóch chłopców leżały na łóżku, a jedno było na podłodze. Dzieci były w piżamach. Jest prawdopodobne, że zginęły podczas snu – opowiada Policiewicz przed kamerami TVN.Rodzina nie korzystała z pomocy społecznej, nie miała założonej niebieskiej karty, nikt z jej członków nie był odnotowywany na policji.
Rodzinna zbrodnia w Płocku
Trójką chłopców opiekował się partner ich matki. Dla 7-letniego Oskara, najmłodszego z chłopców, mężczyzna był ojcem. Chłopiec urodził się z niewykształconym podniebieniem i niedosłuchem. Matka chłopców była w Warszawie wraz z córką. U dziewczyny kilka miesięcy temu zdiagnozowano białaczkę. – To była normalna, spokojna rodzina. Ona bardzo dbała o dom i o dzieci, pracowała i robiła dla nich wszystko – wspomina pani Ewa. Jej córka przyjaźniła się z zamordowanymi chłopcami. – Wychowywaliśmy się razem. Jak się dowiedziałam o tym, co się wydarzyło, to nie mogłam uwierzyć. Jeszcze dzień wcześniej widziałam Piotrka z dziewczyną, jak szli do sklepu i rozmawiali – mówi Julia dla "Uwagi". Matka zamordowanych chłopców, kiedy przyjechała do Płocka z Warszawy, była zrozpaczona. Nie mogła wydusić z siebie słowa.
Babcia dzieci o podejrzanym o zabójstwo. "W jego oczach widziałam tylko zło"
Wciąż trwają poszukiwania mężczyzny podejrzanego o dokonanie zbrodni. To 42-latek, jest budowlańcem. Policjanci ustalili, że mężczyzna rano opuścił dom, w którym zamordowano dzieci. Później odjechał autem nad Wisłę, w miejsce gdzie z chłopcami jeździł na ryby. Później 42-latek miał porzucić samochód, zakopać go w piachu i uciec pieszo. Sąsiedzi uważali podejrzanego za "normalnego faceta". Babcia zamordowanych chłopców wspomina, że potencjalny zabójca związał się z jej córką 10 lat temu. – Nie podpasował mi, w jego oczach widziałam tylko zło – mówi pani Mariola i dodaje, że mężczyzna był surowy wobec chłopców. Jej zdaniem nadużywał alkoholu.
Z kolei matka poszukiwanego mężczyzny nie może uwierzyć w to, co się stało. – Nie dociera do mnie to wszystko. Przecież on się dogadywał z dziećmi. Ani moja siostra, z którą rozmawiał w niedzielę, ani ja, a ciągle mieliśmy kontakt, nikt nie podejrzewał niczego. Z kimkolwiek rozmawiam, to nie wierzy w to, co się stało – powiedziała w "Uwadze" matka poszukiwanego i zaprzecza, aby jej syn nadużywał alkoholu. – Nie bronię go i nie chronię, chciałabym mieć go w domu, od razu zadzwoniłabym na policję. Chciałabym wiedzieć, czy faktycznie on to zrobił, czy ktoś inny.