Ania i jej syn zginęli w straszliwym wypadku pod Płockiem. Trójka dzieci została bez mamy. "Jak dalej żyć?"
Ania i jej 17-letni syn zginęli w wypadku w Kosinie pod Płockiem, ale jej owdowiały nagle mąż - Grzegorz - robi wszystko, by pozostałym z grona trojga dzieci niczego nie zabrakło. Ich rodzina została poddana ogromnej próbie, po tym co stało się 10 grudnia 2021 r. 37-latka znalazła w internecie łóżko dla jednej ze swoich pociech, które pojechała odebrać. Grzegorz miał jechać razem z nią, ale ostatecznie zastąpił go najstarszy z rodzeństwa - Dominik - który z powodu objęcia jego szkoły kwarantanną nie poszedł tego dnia na lekcje. Gdy wracali, prowadząca osobowego opla kobieta wpadła w poślizg i zjechała na przeciwległy pas ruchu, zderzyła się czołowo z samochodem ciężarowym marki Iveco Trakker. Ania i jej syn, którego Grzegorz był ojczymem, zginęli na miejscu. Jak poinformowała później policja w Płocku, kierowca tira - 36-latek - był trzeźwy, ale w tamtym momencie nie miało to żadnego znaczenia.
Dalsza część tekstu POD GALERIĄ.
- O wypadku dowiedziałem się od znajomych 2 godziny po zdarzeniu. Od razu pojechałem na miejsce. Pamiętam to jak przez mgłę – wszystko wtedy wydawało się nierzeczywiste. Mojej żony i Dominika już tam nie było, ale musiałem zająć się wrakiem samochodu. Widok był straszny - mówi Grzegorz.
Czytaj też: 20-latka walczy o życie. Brała udział w wypadku w Woli Łąckiej, gdzie zginęli 19- i 20-latek [NOWE FAKTY]
Mężczyzna został sam z trojgiem pozostałych dzieci: 2-letnim Igorem, 6-letnia Mają i 14-letnim Mariuszem, które pochodzą z jego małżeństwa z Anią. Dwoje najmłodszych maluchów nadal nie do końca rozumie, dlaczego mamy już nie ma. Cała trójka bardzo za nią tęskni, ale dziewczynka wymaga ponadto dodatkowej opieki. To dlatego, że od kilku lat choruje na padaczkę i bierze specjalistyczne leki - dwa razy w miesiącu trzeba z nią jeździć do lekarza. Do momentu tragicznego wypadku to Ania zajmowała się domem, a Grzegorz pracował. Kilka lat temu przenieśli się z mieszkanka, które było już za małe dla 6-osobowej rodziny, do domu kupionego na kredyt. Dzięki zarobkom mężczyzny spłacali zobowiązania i zostawało im jeszcze na życie, choć żeby zaoszczędzić, Grzegorz większość prac budowlano-remontowych wykonywał sam. Po śmierci Ani i Dominika wszystko zmieniło się jednak o 180 stopni.
Dalsza część tekstu POD GALERIĄ.
- Gdyby chodziło tylko o mnie, poradziłbym sobie jakoś, dałbym radę. Jednak znalazłem się pod ścianą i nie wiem, co robić dalej. Dlatego jestem zmuszony prosić o pomoc. Jest to dla mnie niezwykle trudne, jednak nie chodzi o mnie, tylko o dzieci. Dla nich zrobię wszystko. Dlatego proszę Cię, Dobry Człowieku, pomóż moim dzieciom, naszej rodzinie w tej trudnej sytuacji - apeluje Grzegorz.
Mężczyzna musiał po wypadku zrezygnować z pracy, by zająć się dziećmi. Rentę, którą otrzymał na każde dziecko, nie wystarcza na wiele, bo comiesięczne opłaty związane z utrzymaniem domu (rata kredytu, prąd, gaz, woda, wywóz śmieci itd.) wynoszą 2800 zł. Z kolei renta w wysokości 1240 zł i pieniądze z programu "Rodzina 500+" dają łącznie 700 zł na jedną osobę. Bez dodatkowej pomocy rodzina nie da sobie sobie rady i jeszcze straci dom. Grzegorz musi mieć też na uwadze zdrowie swojej córeczki, której leczenia nie może przerwać.
Z tego względu na stronie Zrzutka.pl ruszyła kwesta na rzecz tak ciężko doświadczonej przez los rodziny. Można ją wspomóc, klikając TUTAJ.
Czytaj też: Gostynin. Ciało mężczyzny w pobliżu zamku. Straszna śmierć 26-latka!