Tragiczny wypadek w Cielczy. 17-letni Maks wleczony był przez 1,5 kilometra. Rodzice zabrali głos
Tragedia w Cielczy pod Jarocinem (woj. wielkopolskie) wstrząsnęła całą Polską. 17-letni Maks 24 stycznia szedł do szkoły. Przechodząc przez pasy został potrącony przez rozpędzonego seata. Siła uderzenia sprawiła, że znalazł się na przeciwnym pasie jezdni i właśnie wtedy uderzył w niego drugi samochód. Kierowca jednak nie zatrzymał się i wlókł ciało nastolatka przez półtora kilometra. Niestety, Maks tego nie przeżył.
Pierwszy z kierowców został złapany przez policję. To 54-latek. Nie przyznał się do zarzucanego mu spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Kierowca, który ciągnął za sobą ciało Maksa, zbiegł z miejsca zdarzenia i do tej pory go nie odnaleziono.
Po tej niebywałej tragedii rodzice nastolatka z Cielczy pod Jarocinem zabrali głos w programie "Uwaga TVN". Wspominają, że nie potrafią pogodzić się ze śmiercią ukochanego syna, który zawsze miał pełno pomysłów i marzeń, których już nie zrealizuje. W domu panuje cisza, do której nie mogą przywyknąć.
– Jest ciężko. W domu jest pustka. Wcześniej zawsze coś działaliśmy z Maksiem. Teraz człowiek w ogóle nie ma werwy, żeby cokolwiek zrobić w garażu czy na podwórku. Przyjeżdżam do domu, rozpakowuję się i jest w domu cisza, pustka – powiedział Maciej Langner, ojciec Maksa. – Syn miał dużo marzeń, tego się nie da opisać. Uczył się w szkole na logistyka – dodaje pan Maciej.
– Potem chciał zostać behapowcem, studiować. Ale pomysłów miał pełno – wspomniała mama chłopca. – W domu prowadził nam całą księgowość. Razem ze mną robił opłaty. Mężowi czy starszemu synowi płacił faktury i wysyłał. Wszystko ogarniał.
Rodzice Maksymiliana żądają sprawiedliwości. Odebrano im dziecko, w dodatku w makabrycznych okolicznościach, bezlitośnie ciągnąc ciało po asfalcie. Zaapelowali do sumienia kierowcy, który ukrył swoją tożsamość i boi się przyznać do potrącenia w Cielczy, by sam zgłosił się na policję.
– Przed Maksiem było całe życie. Chcemy sprawiedliwości. A ten pan, który będzie to oglądał, to jeśli ma jakiekolwiek sumienie, to niech się sam zgłosi – zaapelowała mama Maksa.