Do przykrych zdarzeń na komisariacie na poznańskim Dębcu doszło w połowie lutego 2020 roku. W jednym z mieszkań awanturował się 18-latek i jego matka poprosiła o pomoc. Tomasz S. został przewieziony na komisariat przy ul. Taborowej i wtedy wydarzyło się coś strasznego.
- Gdy znajdował się w jednym z pomieszczeń dla osób zatrzymanych nagle zaczął tracić przytomność. Policjanci natychmiast rozkuli go z kajdanek i rozpoczęli resuscytację - relacjonował mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy wielkopolskiej policji.
Polecany artykuł:
Na miejsce przyjechało pogotowie, ale lekarz stwierdził zgon 18-latka. Sprawą zajęła się prokuratura, która pierwotnie wszczęła postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Było to spowodowane tym, że pojawiły się głosy iż policjanci użyli siły wobec 18-latka. Rodzina nastolatka w sieci opisywała m.in., że chłopak był bity przez policjantów.
Sprawę ostatecznie została zamknięta, o czym poinformowało Radio Poznań. Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze umorzyła postępowanie i uznała, że policjanci nie przyczynili się do śmierci zatrzymanego. W sprawie powołany był m.in. zespół biegłych, który stwierdził, że wobec Tomasza S. użyto środki przymusu, ale nie narażały one go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo doznanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Sekcja zwłok 18-latka wykazała, że zmarł on wskutek zażycia dopalaczy. Dawka środka, który znajdował się w jego organizmie przekraczała prawie 6-krotnie próg uznawany za śmiertelny dla człowieka.
Polecany artykuł: