Jego żona Gabriela Doba bardzo przeżywa odejście swojego ukochanego męża, ale jak zawsze z miłością i cierpliwością do jego pasji mówi: - Żył tak, jak chciał…
Rodzina bardzo chce, żeby ciało Aleksandra Doby jak najszybciej zostało sprowadzone do Polski. - Przyleci do kraju w trumnie - zdradza jego przyjaciel Łukasz Nowak. Teraz w szpitalu w Moshi rozstrzyga się, czy niezbędna będzie sekcja zwłok podróżnika. Wiadomo, że zmarł z przyczyn naturalnych. - Policja nie wszczęła postępowania - mówi Nowak, ale konkretne przyczyny śmierci wciąż nie są znane. Na miejscu za zgodą rodziny w sprowadzeniu ciała pomaga ubezpieczyciel i przedstawiciel ambasady.
Łukasz Nowak podkreśla, jak bardzo Aleksander Doba cieszył się na wyprawę do Afryki. - Zmarł w chwili wyjątkowego uniesienia - mówi. Doba wszedł na szczyt i dopiero tam stracił przytomność. Z najwyższego szczytu Afryki znosili go na własnych rękach przewodnicy. - To była bardzo trudna akcja, ponieważ jest tam bardzo stromo i wąsko - mówi Nowak.
CZYTAJ: Aleksander Doba nie żyje. Tak żegnają go znani Polacy [GALERIA]
Po dojściu do obozu pierwszego ciało zostało położone na dwukołowym wózku. Dopiero niżej, już przy drodze dla aut, można było skorzystać z polowej karetki. Doba pięć lat temu został wybrany "Podróżnikiem Roku" na świecie. Jako pierwszy człowiek w historii samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki z kontynentu na kontynent, z Afryki do Ameryki Południowej, wyłącznie dzięki sile swoich mięśni. Podróżnik spocznie w rodzinnych stronach.