Ten dzień Łukasz Rafałko zapamięta do końca życia. Wrócił z zakupów i właśnie wybierał się na grilla do znajomych, ale gdy tylko wsiadł do auta, wszystko potoczyło się jak w gangsterskim filmie. Podbiegło do niego pięciu antyterrorystów. – Wyciągnęli mnie przez okno i zaczęli bić – opowiada Rafałko. Powalony na ziemię i skuty kajdankami mógł tylko przyjmować ciosy. Gdy posadzili go na tylnej kanapie nieoznakowanego radiowozu, festiwal agresji wcale się jednak nie skończył. Tam dopiero zaczęły się tortury! – Razili mnie paralizatorem po genitaliach, uderzyli pistoletem w głowę – mówi pan Łukasz.
Jak się okazało policjanci byli przekonani, że zatrzymali mężczyznę, który minionej nocy w jednym z poznańskich klubów brał udział w pobiciu grupy antyterrorystów z Łodzi. Pomylili się, bo Łukasz Rafałko spędził noc w domu ze swoją córeczką i nic o bójce na Starym Rynku nie wiedział. Gdy w końcu śledczy powiązali fakty i zwolnili go z aresztu, policjanci twierdzili, że mężczyzna był już pobity przed zatrzymaniem. Nie uwierzył w to jednak prokurator i wszczął śledztwo przeciwko policjantom.
Po kilku latach procesu Łukasz Rafałko udowodnił, że został brutalnie skatowany. - Oskarżeni wielokrotne uderzali go pięściami i kopali po całym ciele – mówiła sędzia Anna Michałowska, skazując antyterrorystów za przekroczenie uprawnień oraz za pobicie na rok pozbawienia wolności. Trzej z nich nie pracują już w policji. Wyrok nie jest prawomocny. Obrońcy policjantów już zapowiedzieli apelację.