Bileterka okradła kino w Jarocinie na prawie 400 tys. zł? Przez 6 lat nikt nawet nie zauważył...

i

Autor: onkelglocke/cc0/Pixabay.com

Czy uda się odzyskać ogromną kwotę?

Bileterka okradła kino w Jarocinie na prawie 400 tys. zł? Przez 6 lat nikt nawet nie zauważył...

2022-11-17 18:17

Przed sądem w Kaliszu ruszył proces byłej bileterki kina w Jarocinie, która miała je okraść na kwotę 373 tys. zł. Co ciekawe, proceder wykryto dopiero po upływie ponad 6 lat. 35-letnia Magdalena W. nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. Kobieta trafiła do kina "Echo" w Jarocinie w ramach stażu dla osób bezrobotnych z urzędu pracy.

Bileterka okradła kino w Jarocinie na prawie 400 tys. zł? Przez 6 lat nikt nie zauważył

Czy bileterka okradła kino "Echo" w Jarocinie na prawie 400 tys. zł? Jak informuje PAP, tak twierdzi prokuratura, która postawiła jej zarzuty, w związku z czym w czwartek, 17 listopada, przed Sądem Okręgowym w Kaliszu ruszył w tej sprawie proces. Zdaniem śledczych 35-letnia Magdalena W. przywłaszczyła kwotę 373 tys. zł, do czego miało dojść w okresie od marca 2014 r. do września 2020 r. Kobieta została bileterką kina, po tym jak została tam skierowana przez urząd pracy w ramach programu stażowego dla bezrobotnych. Prawda wyszła na jaw dopiero po 6 latach trwania procederu, gdy prezes Stowarzyszenia Jarocin 21 usłyszała od swojego księgowego o "wysoko niepokojącym stanie gotówki". Dlaczego brak pieniędzy w kasie kina ujawniono tak późno?

Myślę, że powodem mogło być to, że jak ginęła gotówka, to jednocześnie kwota w inwestycjach rosła. Stowarzyszenie prowadzi też inną działalność, na co pozyskiwaliśmy środki zewnętrzne, a księgowość nie rozdzielała, ile powinniśmy mieć w gotówce, a ile na konciezeznała przed sądem prezes stowarzyszenia z Jarocina, którą cytuje PAP.

Oskarżona nie przyznaje się do winy

Kobieta dodała, że to oskarżona w tej sprawie 35-latka na ogół wpłacała do banku pieniądze z kasy i że nigdy nie przekazywała informacji o braku gotówki. Z kolei gdy nie było jej w pracy, stan środków zawsze się zgadzał. Tymczasem Magdalena W. nie przyznaje się do winy, a przed sądem odpowiada tylko na pytania swojego adwokata.

- Biuro i szafka zazwyczaj były otwarte. Zdarzało się, że osoba, która wkładała pieniądze nie zamykała ani szafy, ani biura. A jeśli zamykano, to klucze zostawały w zamkach. Z reguły wszystko było otwarte na oścież. Wszyscy mieli swobodny dostęp do gabinetu skarbnika i do pieniędzy. Każdy mógł tam wejść - zeznała w czwartek bileterka, co cytuje PAP.

Kobieta dodała ponadto, że nie weryfikowała gotówki z dokumentem KP, bo "nie było na to czasu".

- Kasę zliczał bankomat, po wpłaceniu brałam potwierdzenie z wpłatomatu i wypisywałam dokument na wpłaconą kwotę - cytuje kobietę w depeszy PAP.

Sonda
Lubisz chodzić do kina?
Zabytkowy pałac w coraz gorszym stanie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki