Gdyby zbrodnie można było przewidzieć, do tej być może by nie doszło. Pogubiony, samotny nastolatek, eksperymentujący z używkami, który w dzieciństwie stracił ojca, bo ten się powiesił. Maciej J., bo o nim mowa, z kuchennym nożem w ręce zaatakował młodszego brata. Chociaż nie potwierdziły tego jeszcze badania toksykologiczne, chłopak mógł być pod wpływem środków odurzających. — Turek to nie Warszawa, wiele osób wiedziało, że on nie stroni od tego - mówi jedna z osób z otoczenia chłopaka.
Jak ustaliła prokuratura, Maciej J. wczesnym sylwestrowym przedpołudniem, w mieszkaniu, w którym był z bratem i babcią, z kamienną twarzą i nożem w ręce napadł Adama. - W pokoju włączony był telewizor z dziecięcą grą, a Maciej po wszystkim spokojnie siedział na kanapie - opisuje chwile po zbrodni Rafał U., sąsiad, który został zaalarmowany o tragedii przez babcię chłopców, która opiekowała się nimi pod nieobecność pracującej matki. - Gdy ja reanimowałem Adama, Maciej siedział obok na kanapie i był dziwnie spokojny, wyciszony, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, co się stało - wspomina.
A stało się wyjątkowo źle… Adam dostał od brata kilkanaście ciosów nożem. W brzuch, klatkę piersiową, ręce. - Zmarł śmiercią nagłą i gwałtowną - informuje Aleksandra Marańda z Prokuratury Okręgowej w Koninie. Dziś spocznie na cmentarzu. - Był taki miły, uczynny i inteligentny, bardzo dobrze się uczył - mówią o nim sąsiedzi. Niestety, do szkoły po świątecznej przerwie już nie wrócił. Jego koledzy będą go dzisiaj żegnać ostatni raz…