Wojtuś walczył z guzem mózgu. Diagnoza była straszna
O Wojtusiu spod Środy Wielkopolskiej pisaliśmy niecały rok temu. Pod koniec wakacji malec uderzył się w głowę. To był początek niepokojących sygnałów. W szpitalu, do którego pojechali rodzice i chłopiec po kontuzji, lekarze zlecili badanie tomografem. To, jaką prawdę to badanie odkryło, zwaliło wszystkich z nóg. W głowie Wojtusia rósł guz. I to guz bardzo duży i bardzo agresywny - ETMR, który odporny jest na standardowe leczenie raka. - Zapadła decyzja, że mamy jechać do Centrum Zdrowia Dziecka do Warszawy - opowiadał Super Expressowi tata chłopca. Tam dziecko od razu trafiło na stół operacyjny, bo na szczęście w całym nieszczęściu zmiana nowotworowa była w takim miejscu, w którym nadawała się do usunięcia. Rodzice widzieli szansę leczenia. Między innymi w Rzymie. Na internetowych zbiórkach zebrano pieniądze i udało się tam wyjechać jesienią ubiegłego roku.
Rodzice Wojtusia cały czas mieli nadzieję, że pokonają śmiertelnego wroga. Jeszcze w połowie lutego cieszyli się, że chłopiec ma siły do zabawy. - Wojtuś jest w dobrej formie pragnie żyć, bawić i ma wolę walki, rzadko kiedy mówi o bólu nawet po chemioterapii, która niszczy - informował Dawid Bogaczyński. Niestety, w Rzymie, dokładnie w dzień 4 urodzin chłopca, rodzice chłopca usłyszeli najgorszą z możliwych informacji. Guz odrastał. Okazało się, że chłopiec ma przerzuty do kręgosłupa i szpiku. - Jesteśmy z żoną załamani, przyjechaliśmy do Rzymu na przeszczep komórek macierzystych, to było dla nas światełko w tunelu, ale zgasło. ETMR jest odporny na chemię, na świecie na ten rodzaj guza nie wynaleziono protokołu leczenia, całość odbywa się metodą prób i błędów - mówił tata chłopca.
Niestety, Wojtuś zmarł. - Nasz dzielny Wojtuś odszedł do świata aniołków, już nie cierpi. Obiecał mi, że będzie silny i dzielny, i dotrzymał słowa do końca. Został mi tylko jego Scooby i Tygrysek - mówi załamany Dawid Bogaczyński.