O sprawie informuje Polsat News. Lekarze nadzorujący ciążę pani Darii dwa razy dawali jej skierowanie do szpitala, w którym miał odbyć się poród. Dwa razy lekarz w tym właśnie szpitalu odmawiał kobiecie i odsyłał ją do domu. Było to w 39. i 40. tygodniu ciąży. Twierdził on, że wody płodowe jeszcze są w odpowiedniej ilości i nie musi ona rodzić. Pani Daria z kolei twierdzi, że skierowanie na poród otrzymała od dwóch różnych ginekologów, którzy stwierdzili, że poród powinien się natychmiast odbyć. Zarówno jeden jak i drugi orzekli, że kobieta ma mało wód płodowych i powinna jak najszybciej rodzić.
Podczas drugiej wizyty pani Daria zostałą w szpitalu na obserwacji, któa trwać miałą jedną noc. Po tym czasie kobieta zostałą wypisana. Dzień później zaczęła się nagle źle czuć. Pojechała do szpitala w Gnieźnie, gdzie okazało się, że jej dziecko nie żyje. Szybko wykonano sekcję zwłok dziecka i okazało się, że mogło ono umrzeć właśnie tego dnie kiedy pani Daria wypisywana była ze szpitala we Wrześni.
- Po tym wypisie ze szpitala, na drugi dzień jak już mnie wypisali, czułam już po prostu, że bolał mnie kręgosłup, czułam ruchy, ale okazało się, że to nie były ruchy tylko samo obijanie się, bo dzidzia już najprawdopodobniej była martwa, jak mnie wypisywali - powiedziała w rozmowie z Polsat News Daria Kriger. - Wieczorem to musiało nastąpić - dodała.
Prokuratura we Wrześni prowadzi śledztwo w sprawie narażenia na utratę życia lub zdrowia dziecka i matki.
Źródło: Polsat News