Najpierw był grad, potem ściana deszczu i silny, porywisty wiatr. Zniszczeń w mieście na północy Wielkopolski nie sposób było uniknąć, bo nikt nie był na nie przygotowany. Z burzą i jej skutkami walczyło kilkanaście jednostek straży pożarnej, nie tylko z Chodzieży. Pomagali druhowie z sąsiednich powiatów: czarnkowsko-trzcianeckiego i wągrowieckiego. - W wyniku nawałnicy na terenie miasta strażacy musieli interweniować 40 razy do północy oraz 10 razy w dniu kolejnym w godzinach porannych - mówi mł. bryg. Leszek Naranowicz ze straży w Chodzieży. Najwięcej zdarzeń było związanych z wypompowywaniem wody z zalanych piwnic oraz budynków niżej położonych i zalanych posesji oraz ogródków działkowych. Ponadto strażacy musieli usuwać powalone drzewa, odłamane konary i gałęzie, leżące na drogach, usuwać skutki zerwanych linii energetycznych przez nadłamane konary drzew. W jednym zdarzeniu, w którym uszkodzeniu uległ dach na budynku mieszalnym zaszła konieczność jego zabezpieczenia przy pomocy plandeki.
CZYTAJ: Sławomir Nowak doprowadzony do prokuratury. Kurtką zakrywał kajdanki na rękach? [ZDJĘCIA]
Na szczęście nie było rannych. Władze miasta wciąż sprzątają po niedzielnej i mają pretensje do władz centralnych, że nie uruchomiono alertu Rządowego Centrum Bezpieczeństwa (RCB). To SMS z informacją o zagrożeniu, które dostają mieszkańcy. Tym razem w Chodzieży alertu RCB nie było. Był tydzień temu w sprawie wyborów" - napisał na Twitterze burmistrz miasta Jacek Gursz.
Na reakcję wojewody wielkopolskiego nie trzeba było długo czekać. - Okazało się, że pracownicy burmistrza otrzymali informację z Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego – i sms-em, i mailem. Zamiast biegać po mediach, należało skupić się na właściwym przepływie informacji w urzędzie, którym się zarządza, bo można mieć wrażenie, że nieco to kuleje - odbił piłeczkę Łukasz Mikołajczyk. - Wystarczyło na początek zadać sobie pytanie: a czy ja wszystko zrobiłem poprawnie? - pyta retorycznie.