Ewa Tylman zaginęła w nocy z 22 na 23 listopada 2015 roku w Poznaniu. Tego wieczoru uczestniczyła w spotkaniu integracyjnym, to była impreza firmowa. Grupa osób odwiedziła kilka klubów w centrum miasta, bawili się wyśmienicie i nic nie zapowiadało tragedii, która miała nadejść. Z ustaleń śledczych wynika, że Ewa Tylman ostatni lokal opuściła po godzinie drugiej w nocy. Nie była jednak sama – miał jej towarzyszyć kolega, Adam Z, co potwierdzają nagrania z kamer monitoringu. Kobieta szła wraz z mężczyzną w kierunku jej domu, który mieścił się na osiedlu Armii Krajowej. Znajomi spacerowali placem Bernardyńskim w kierunku mostu świętego Rocha. Ostatni raz 26-latkę widziano na ulicy Mostowej – o godzinie 3:18 w nocy. Ślad po Ewie Tylman urywa się przy przystanku tramwajowym, który znajdował się niedaleko.
Gdy kobieta nie wróciła do domu, a rodzina i przyjaciele utracili z nią wszelki kontakt, rozpoczęto poszukiwania. Ich dramatyczny przebieg opisywany był na medialnych łamach przez następne osiem miesięcy. Powstało mnóstwo teorii na temat tego, co stało się z Ewą Tylman: jedna z nich mówiła, że kobieta została zamordowana, a sprawca ukrył zwłoki. Według innej teorii 26-latkę porwano i uwięziono, chcąc wyłudzić od rodziny pieniądze za wskazanie miejsca jej pobytu, albo że wywieziono ją za granicę. Jeszcze inne głosy mówiły, że Ewa Tylman dobrowolnie uciekła – nie wiadomo jednak, dlaczego, po co i dokąd.
Przełom w sprawie Ewy Tylman. Wyłowiono ciało
Plotki i domysły ukrócono, gdy w lipcu 2016 roku, osiem miesięcy po zaginięciu Ewy Tylman, z Warty wyłowiono jej ciało. Znajdowało się ono około dwanaście kilometrów od miejsca, w którym kobieta była widziana po raz ostatni. Biegli nie byli w stanie jednoznacznie określić przyczyny śmierci 26-latki, ponieważ nie pozwalał na to stan jej zwłok, które – jak mówiła prokuratura - znajdowały się na etapie zaawansowanego gnicia. Nastąpiły zmiany woskowo-tłuszczowe zarówno ciała, jak i narządów wewnętrznych.
W trakcie śledztwa ujawniono, że utonięcie Ewy Tylman było od początku brane przez śledczych pod uwagę, przeprowadzono na miejscu nawet eksperyment procesowy, z którego wynikało, że Adam Z. miał razem z kobietą nie pójść na most Rocha, tylko zejść na dół nad brzeg Warty. Tam miało dojść do bliżej niesprecyzowanego zdarzenia, w wyniku którego Ewa Tylman znalazła się w wodzie. Jej ciało było wówczas poszukiwane przez Grupę Specjalną Płetwonurków, ściągnięto także specjalne psy tropiące z Niemiec, ale zwłok długo nie można było znaleźć. Wielokrotnie wykorzystywano sonar, aby sprawdzić dno Warty, a nurkowie przepłynęli w poszukiwaniach kilkaset kilometrów. Tragiczny finał tych poszukiwań, jak się potem okazało, nastąpił dopiero po kilku miesiącach od zaginięcia 26-latki.
Sprawa Ewy Tylman. Detektyw i jasnowidz w akcji
W sprawę Ewy Tylman zaangażowanych było mnóstwo osób i były to nie tylko służby, lecz również jasnowidz czy chociażby Krzysztof Rutkowski, który miał włączyć się do poszukiwań na prośbę rodziny 26-latki. Mężczyzna miał wiele teorii na temat tego, co stało się z Tylman, mówił na przykład o porwaniu kobiety pod kątem seksualnym. W pewnym momencie poznańska prokuratura uznała jednak, że współpracownik Rutkowskiego utrudnia mundurowym prowadzenie poszukiwań. Postawiono mu nawet zarzut, kiedy świadek, jedna z kobiet, zeznała, że Radosław B. zapłacił jej tysiąc złotych za zeznanie, że na moście św. Rocha widziała, jak Adam Z. wrzuca do rzeki coś ciężkiego. Był to mylny trop. Rutkowski odcinał się od oskarżeń, mówił, że nie zna tego świadka, a zarzuty dla jego współpracownika to spisek przeciwko niemu.
W międzyczasie śledztwo było nadal prowadzone przez służby. Przełom nastąpił dokładnie 25 lipca 2016 roku, kiedy w godzinach wieczornych jeden z przypadkowych przechodniów zauważył, że na brzegu rzeki unosi się ludzkie ciało. Sekcja zwłok potwierdziła, że chodzi o Ewę Tylman.
Proces w sprawie śmierci 26-latki, po zebraniu całego materiału dowodowego, rozpoczął się 3 stycznia 2017 roku, a na ławie oskarżonych zasiadł Adam Z., który został oskarżony o zabójstwo z tak zwanym zamiarem ewentualnym. Prokuratura żądała dla Adama Z. 15 lat więzienia, a rodzina i jej pełnomocnicy – dożywocia. Wszystko trwało niecałe trzy lata.
Mężczyznę obciążały między innymi zeznania policjantów, którzy przesłuchiwali go jako pierwsi. Twierdzili, że Adam Z. miał zeznać, że zepchnął Ewę Tylman za skarpę, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Zeznania nie zostały jednak nagrane, a jedynym dowodem była notatka służbowa, którą sporządzili wówczas mundurowi. Oskarżony miał twierdzić, że Ewa się wyrwała, bo chciała iść w inną stronę niż on. Pobiegł za nią, próbował ją chwycić i niechcący popchnął 26-latkę. Ewa stoczyła się ze skarpy, więc do niej zszedł. Była nieprzytomna.
Dlaczego nie próbował jej pomóc? To pytanie zadał mu policjant Rafał B., który go przesłuchiwał, ale Adam Z. miał odpowiedzieć, że spanikował i chciał wyrzucić z głowy złe myśli. Prawdopodobnie sądził, że Ewa nie przeżyła upadku ze skarpy. Chwycił ją za ręce, przeciągnął na brzeg Warty i zepchnął do wody. Kolejne obciążające mężczyznę zeznania złożyła policjantka Karolina C., która potwierdziła słowa swojego kolegi po fachu i powiedziała, że Adam Z. przyznał się do zabójstwa koleżanki. Tak samo zeznał trzeci mundurowy, Bartosz N.
Gdy przyszła kolej na wypowiedź Adama Z., przedstawił on inną wersję wydarzeń. Stwierdził, że został przymuszony przez policjantów do złożenia zeznań, a przed sądem nie przyznał się do winy. Tłumaczył, że feralnej nocy był pijany i nie wszystko pamięta, choć jego słowa kłóciły się z zeznaniami pracownic stacji benzynowej, które widziały mężczyznę. Jedna z nich miała zeznać, że zachowywał się nerwowo, ale nie wydawał się być pod wpływem alkoholu.
W toku śledztwa ustalono, że w noc zaginięcia Ewy Tylman, Adam Z. kontaktował się ze znajomymi. Napisał na przykład SMS-a do jednego ze swoich kolegów, że mocno się upił i zaginęła jego koleżanka. Bał się też, że „pójdzie siedzieć” i „stara się cokolwiek sobie przypomnieć, ale nie daje rady”. W rozmowie ze znajomymi miał także stwierdzić, że nie pamięta, w jakich okolicznościach rozstał się z 26-latką, ale że jego zdaniem wsiadła ona do autobusu. O tym, że zaginęła, miał dowiedzieć się od jej partnera. Dziennikarze „Głosu Wielkopolskiego” w jednym z artykułów cytowali rzekome słowa Adama Z., który miał obawiać się, że coś zrobił Ewie Tylman i nie wybaczyłby sobie tego, ale nie pamięta, co się stało i że nie chce iść siedzieć za „głupotę i alkoholizm”.
We wszystkich rozprawach, które rozgrywały się między styczniem 2017 roku a kwietniem 2019 roku, zeznawało łącznie 75 świadków. Podczas procesu prokuratura twierdziła, że Ewa Tylman mogła wystraszyć się Adama, że między znajomymi mogło dojść do sprzeczki, ale nie udało jej się zebrać niezbitych dowodów na winę mężczyzny. W związku z tym, 17 kwietnia 2019 roku, sędzia uniewinnił Adama Z. od zarzucanych mu czynów.
Uzasadniano, że Ewa Tylman faktycznie mogła uciekać od Adama Z., ale potknęła się i wpadła do wody sam. On, widząc to, odwrócił się i uciekł. Na sali sądowej padło, że nie udzielił jej pomocy, ale brak jest podstaw do twierdzenia, że Adam Z. dopuścił się zabójstwa.
Od wyroku złożono apelację, a w styczniu 2020 roku sprawę skierowano do ponownego rozpatrzenia. Dwa lata później, w 2022 roku, Sąd Okręgowy w Poznaniu ponownie uznał niewinność Adama Z. Sama notatka służbowa policjantów, która miała być zdaniem prokuratury kluczowym dowodem winy oskarżonego, nie mogła – jak podawał Sąd Apelacyjny - przesądzić o wyroku skazującym.
- Nie ma żadnego bezpośredniego dowodu, wskazującego na to, że oskarżony przyczynił się do tego, że pokrzywdzona znalazła się w wodzie – mówił sędzia i dodawał, że nie da się wykluczyć scenariusza, według którego pokrzywdzona znalazła się w rzece bez udziału osób trzecich. Że był to po prostu nieszczęśliwy wypadek.
Z takim wyrokiem i uzasadnieniem od samego początku nie zgadzała się rodzina Ewy Tylman oraz strona oskarżycielska. „To jest naiwna wersja, której rodzina nie przyjmie i się z nią nie pogodzi”, mówili w rozmowie z dziennikarzami. Ojciec Ewy Tylman, Andrzej Tylman, nie mógł się z tym wszystkim pogodzić. Poruszyło go również to, że Adam Z. nie zjawił się na ogłoszeniu wyroku. „Nie ma mojego dziecka. Przyjechałem tutaj z nadzieją, że się dowiem prawdy, a zawiodłem się, ogromnie się zawiodłem”, mówił mężczyzna w rozmowie z „Super Expressem”. Jego zdaniem, Adam Z. został przez służby zatrzymany za późno. Spodziewał się również, że oskarżony zostanie skazany „przynajmniej za nieudzielenie pomocy” jego córce, skoro w uzasadnieniu uwzględniono, że widział śmierć Ewy Tylman i to, jak rzekomo sama wpada do rzeki. Adam Z. w początkowych zeznaniach, według policjantów, sam się zresztą do tego przyznawał, mówił, że nie potrafi pływać, dlatego nie pomógł kobiecie, że widok tonącej Ewy będzie mu się śnił po nocach. Ale w czasie procesu odwołał te zeznania, nie przyznał się do winy i stwierdził, że nie wie, jak zginęła 26-latka.
Gdy w maju 2022 roku zapadł drugi wyrok uniewinniający Adama Z., ojciec Ewy Tylman powiedział w rozmowie z dziennikarzami, że jest załamany i nie ma już na nic sił. Zawiódł się na wymiarze sprawiedliwości. Wyrok nie był jednak prawomocny i niewykluczone, że rodzina złoży apelację, więc sprawa ponownie trafi do rozpatrzenia przez sąd.
Pod koniec 2023 roku ujawniono, że choć wydaje się to nieprawdopodobne - będzie kolejny proces w sprawie śmierci Ewy Tylman. Dwa składy sędziowskie Sądu Okręgowego w Poznaniu nie były w stanie wydać wyroku, który utrzymałby się w mocy. Poznański Sąd Apelacyjny 19 grudnia 2023 r. niespodziewanie uchylił wyrok uniewinniający Adama Z. i wskazał, że są dowody na to, że mężczyzna swojej koleżance nie udzielił pomocy. Sprawa znów będzie więc w toku.
Więcej przerażających historii znajdziesz tutaj: Pokój Zbrodni.