Poród odbył się przez cesarskie cięcie i trwał zaledwie 15 minut. Wszystko odbyło się sprawnie i bez najmniejszych komplikacji. Na wcześniaki - już na sali operacyjnej - czekał sztab neonatologów z inkubatorami. W sumie przy porodzie brało udział aż 30 osób: lekarzy i członków personelu medycznego.
- Dzieci trafiły na nasze dwa, neonatologiczne oddziały - powiedział dr Maciej Sobkowski, dyrektor placówki. Wcześniaki są teraz pod czujnym okiem najlepszych, wielkopolskich neonatologów. Najmniejsza z całej piątki jest Anastazja, która waży zaledwie 680 gramów - największy natomiast jest Maksymilian, który urodził się z wagą 1240 gramów. W szpitalu zostaną jeszcze na pewno kilkanaście tygodni, aż nie osiągną odpowiedniej wagi.
Rodzice otrzymali właśnie deklarację ze strony władz Gniezna, w którym mieszkają na co dzień, że nie zostaną bez pomocy. Wśród propozycji znalazło się m. in. zatrudnienie przez Miasto Gniezno opiekunki do dzieci na okres 24 miesięcy (z możliwością przedłużenia), specjalna pomoc finansowa w wysokości 20 tys. zł, oraz coroczna w wysokości 2 tys. zł na każde dziecko do 18 roku życia, przekazanie miejskiej działki pod budowę domu, bezpłatne: żłobek, przedszkole oraz miejski transport aż do pełnoletności. To jednak nie wszystko. Rodzice maluchów zdają sobie sprawę, że potrzeb z taką gromadą jest spory, a najważniejsze teraz dla nich będzie to, żeby po wyjściu ze szpitala zapewnić im rehabilitację.
CZYTAJ: Dopiero co urodziła pięcioraczki, a wygląda… KWITNĄCO. Zobacz zdjęcia!
- Nasze dzieci są wcześniakami, dlatego fizjoterapia jest im potrzebna praktycznie od momentu, kiedy opuszczą szpital. Potrzebujemy dla dzieci rehabilitacji, ale i samochodu dla 7 osób, którym bezpieczne zawieziemy je na badania lub zajęcia - mówi mama chłopców. - Wszystkie wydatki związane z dziećmi też musimy pomnożyć przez 5, dlatego będziemy ogromnie wdzięczni za Wasze wsparcie! Nasze szczęście zawdzięczamy wielu ludziom, wspaniałym lekarzom, rodzinie i znajomym. Chcemy też podziękować Wam z pomoc, bez której byłoby o wiele trudniej - dodają rodzice. Mówią też, jak bardzo byli zdziwieni, gdy okazało się, że pod sercem przyszłej mamy nie bije tylko jedno serduszko wyczekanego maluszka, ale… aż pięć. - Początkowo lekarz powiedział, że mamy bliźniaki. Cieszyliśmy się ogromnie, ale przy dokładniejszym badaniu okazało się, że słychać bicie czterech serduszek. Nasza radość zamieniła się w ogromną obawę, czy damy sobie radę, a przede wszystkim czy uda się ciążę uratować. W związku z tak liczną ciążą, opiekę nade mną przejął Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny UM w Poznaniu. I znowu przeżyliśmy szok. Ostatecznie lekarze potwierdzili, że będziemy rodzicami pięcioraczków – opowiada mama dzieci - opowiada mama maluchów.
Pomóc rodzinie pięcioraczków i im samym można wspierając zbiórkę Fundacji Siepomaga.