Tę historię wiele osób porównuje do kariery literackiego i filmowego bohatera - Nikodema Dyzmy. Filip S. z Poznania długo pracował na swoją „reputację”. Zaczynał od bycia osiedlowym radnym. Później twierdził, że jest honorowym konsulem Sudanu. Mówił też wszystkim, że zostanie ambasadorem. Cały czas przy tym otaczał się sławnymi ludźmi, fotografował z politykami, zapraszał wybitne osobistości na uczelnię, w której się uczył. Jak twierdzą śledczy - w ten sposób kreował swój wizerunek.
Miliony na diamenty i pomarańcze z Afryki
Pod pretekstem inwestowania w Afryce, namówił kilkanaście osób na powierzenie mu pieniędzy w celach inwestycyjnych. Były to pożyczki, a osoby, które pożyczyły mu pieniądze, miały zarobić w Afryce na diamentach, złocie czy sprowadzaniu do Polski pomarańczy. Kłopot w tym, że pieniądze przepadły, a Filip S. pożyczek nie oddał. Niektórzy oszukani porównują jego działalność do funkcjonowania piramidy finansowej. Mężczyzna widzi to inaczej i tłumaczy, że po prostu nie udały mu się biznesowe plany, bo pokrzyżowała mu je rewolucja w Sudanie.
Filip S. jak Nikodem Dyzma
W piątek, 30 września w Sądzie Okręgowym w Poznaniu rozpoczął się proces przeciwko "niedoszłemu ambasadorowi". Zdaniem prokuratury Filip S. oszukał 13 osób na ponad 4 miliony złotych. Zdaniem adwokat Żanny Dembskiej, która broni w sądzie Filipa S., część pieniędzy pokrzywdzeni od mężczyzny już otrzymali. Prokurator Łukasz Trepiński z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu przyznał, że inwestycje Filipa S. nie są w ogóle udokumentowane. - Prowadził jakieś rozmowy, ale nie wynikały z nich żadne z biznesów, na które się powołuje - mówi Trepiński. Filipowi S. za oszustwa grozi 10 lat za kratkami.