Ta zbrodnia jest naprawdę bardzo tajemnicza! W Zalasewie pod Poznaniem (woj. wielkopolskie) spłonął duży jednorodzinny dom. Ze zgliszczy strażacy wyciągnęli cztery ciała! Polsko-niemieckie małżeństwo z dwójką dzieci. Do tej pory w sprawie wiadomo niewiele. Biegli ustalili, że najmłodszy chłopiec nie zginął w wyniku pożaru, ale został wcześniej skatowany. Super Express ustalił również, że nastoletnia dziewczynka nie była biologicznym dzieckiem rodziców, tylko została adoptowana w Niemczech. Teraz przed prokuratorami ciężka i żmudna praca dochodzeniowo - śledcza. - Weryfikujemy wszystko, ale wiele rzeczy spłonęło w pożarze - mówi Super Expressowi Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Czteroosobowa rodzina spłonęła w pożarze domu w Zalasewie
O sprawie piszemy od wtorku 11 października. Nad ranem strażacy ugasili pożar jednorodzinnego domu w Zalasewie i wyciągnęli z pogorzeliska cztery ciała. Dla śledczych od razu sprawa wydawała się podejrzana, a ich przypuszczenia potwierdziły wyniki sekcji 9-letniego Jerome’a, który był najmłodszym członkiem polsko-niemieckiej rodziny. Chłopiec został brutalnie skatowany i to właśnie obrażenia głowy były bezpośrednią przyczyną jego śmierci.
Co się stało z pozostałymi mieszkańcami domu? Niestety ich ciała były tak zwęglone i poparzone, że ustalenie przyczyny ich śmierci zajmie biegłym patomorofologom jeszcze przynajmniej miesiąc. Do tego czasu prokuratorzy muszą zakładać dwie wersje zdarzeń. Jedna to morderstwo rodziny przez osobę, która podpaliła dom i uciekła, a druga, to że któryś z członków rodziny najpierw zabił bliskich, a potem podpalił dom i sam popełnił samobójstwo.
Po 22 latach wrócili do Polski z Niemiec
Dla sąsiadów bardzo tajemniczy wydaje się też teraz fakt przyjazdu małżeństwa do Zalasewa. Joanna S. to Polka, która w rodzinnym Gdańsku poznała swojego męża Mariana, Niemca z litewskimi korzeniami. Razem kupili dom w Zalasewie, ale w 2000 roku wyjechali do rodziny Mariana na granicę niemiecko-francuską. Tam żyli przez 22 lata. Marian pracował w amerykańskiej firmie, a Joanna zajmowała się domem.
W lutym tego roku, wrócili do budynku, który wcześniej wynajmowali. Zaczęli go remontować i wszystkim sąsiadom powiedzieli, że chcą tutaj zostać na stałe. Nikomu nie wytłumaczyli, dlaczego podjęli właśnie taką decyzję. Sąsiedzi dziwili się na przykład, że dzieci nie poszły też do polskiej szkoły, tylko zdalnie, przez internet uczyły się nadal w niemieckiej szkole.
- Mówiłam Joannie, że lepiej by było, jakby dzieci miały bezpośredni kontakt z rówieśnikami, a nie tylko przez monitor - mówi Super Expressowi Eugenia Rozmiarek, sąsiadka małżeństwa. Joanna S. twierdziła jednak, że jej dzieci mają kontakt z rówieśnikami i że na razie im to wystarcza. Jak przyznaje pani Eugenia, rodziny nikt nie odwiedzał. - Trochę się izolowali, ale to bardzo nie dziwiło, bo robili remont - podkreśla. Sąsiadka zdradza też, że matka Mariana jest w niemieckim domu opieki, a jego brat Frank mieszka w Stanach Zjednoczonych.
Sąsiedzi nie wiedzieli też, że córka małżeństwa nie jest ich biologicznym dzieckiem. - Została adoptowana - mówi Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej. Śledczy sprawdzają, czy także młodsze dziecko zostało przysposobione przez Joannę i Mariana S.
Jak w ludziach rodzi się ZŁO? Co decyduje, że stają się zdolni do tak strasznych zbrodni?
Włącz podcast i posłuchaj rozmowy z Martą Kiermasz, autorką książki "ZŁO - Zbrodnia, Łowca, Ofiara"!
Listen to "Jak rodzi się ZŁO w człowieku? [DROGOWSKAZY]" on Spreaker.