Do tragedii doszło we wtorek (29 marca) około godz. 15:30. Dyżurny policji z Gniezna otrzymał zgłoszenie od świadka, który widział, jak małe urządzenie latające spadło z wysokości do Jeziora Kłeckiego, po czym zatonęło. - Maszyna, po tym jak wpadł do akwenu, osiadła na głębokości około 3 metrów. Strażacy-płetwonurkowie wyciągnęli jedną osobę, której pomimo przeprowadzonej resuscytacji nie udało się uratować. To 55-letni obywatel Niemiec - tłumaczą policjanci z KPP w Gnieźnie. W akcji ratunkowej, która prowadzona była do 22:00 brali udział policjanci i strażacy z wyspecjalizowaną jednostką z Poznania włącznie. Akcja trwała, tak długo, ponieważ jeden ze świadków zdarzenia relacjonował, że na pokładzie maszyny mogły znajdować się dwie osoby. To okazało się nieprawdą.
Służby przekazywały też sprzeczne informacje dotyczące maszyny, która się rozbiła. Początkowo ustalono, że to była motolotnia. W środę policjanci przyznają, że "rozbita maszyna to dwuosobowa awionetka". - Wrak do godzin popołudniowych, 30 marca znajdował się pod wodą. Został już podniesiony z dnia przy pomocy specjalnych balonów napełnionych powietrzem, zholowany i wydobyty na nabrzeże, gdzie pod nadzorem prokuratora będą prowadzone oględziny - wyjaśniają mundurowi.