Historia ze Starołęki oburzyła wielu poznaniaków wrażliwych na los zwierząt. W ubiegłym tygodniu przedstawiciele Fundacji Na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Monde Cane przeprowadzali interwencję na terenie jednej z posesji na poznańskiej Starołęce. Dotyczyła ona trzech mieszkających tu psów, których wygląd wskazywał na poważne choroby i inne zaniedbania.
- Owczarek niemiecki ledwo trzymający się na nogach, koszmarnie wychudzony, wyłysiały, z ogromnym bólem w oczach, kolejne dwa psiaki pewnie kiedyś z piękną, długą sierścią – teraz obraz koszmaru i cierpienia. I ostatni mały wystraszony, wychudzony, już zaatakowany chorobami z wyłysieniami i ranami. W oczach psów było widać tylko błaganie o pomoc – relacjonujowała na swojej stronie fundacja.
Polecany artykuł:
Wszystkie psy zostały zabrane i przebadane – wyniki USG wskazują na rozliczne schorzenia wymagające dalszego leczenia.
Najbardziej opinię publiczną zbulwersował jednak fakt, do którego sama przyznała się właścicielka psów, opowiadając, że regularnie rodzące się szczenięta, własnoręcznie zabijała, topiąc je w wannie i zakopując w ogródku, w którym uprawiała warzywa. Dodawała, że gdy któryś ze szczeniaków jeszcze żył, to dobijała go łopatą. Szczątki kilku psiaków udało się nawet znaleźć w ziemi.
Jak się okazuje, na tym sprawa się nie skończyła. W piątek przedstawiciele fundacji ponownie odwiedzili małżeństwo na Starołęce.
- Pojechaliśmy na posesję odszukać i odebrać kotki, które widziałyśmy podczas pierwszej interwencji, ale zniknęły gdzieś podczas czynności. Jeszcze nie minął pierwszy szok, a doznałyśmy kolejnego - pani przyznała się, że kocięta również zabijała w ten sam sposób – informuje fundacja.
Sprawą zajmuje się policja. Za znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem mężczyźnie i kobiecie może grozić nawet do trzech lat więzienia.