Lechici jechali do Kielc z nożem na gardle. Porażka z Koroną spowodowałaby, że Kolejorz wypadnie z czołowej ósemki. Mimo potężnego kryzysu nikt w Poznaniu nie dopuszcza do siebie takiej myśli. Sobotnie spotkanie potwierdziło problemy Kolejorza, ale też dało nadzieję, że zespół jakimś cudem utrzyma miejsce w górnej części ligowej tabeli.
To był mecz, który nie był w stanie pobudzić nawet najmniej wymagających kibiców. Z murawy wiało nudą, a akcji bramkowych było jak na lekarstwo. W pierwszej połowie zobaczyliśmy zaledwie sześć strzałów (5-1 dla Korony), które w żaden sposób nie mogły zagrozić bramkarzom.
W przerwie reprezentacyjnej piłkarze Lecha mieli popracować nad swoją formą, która od początku wiosny jest daleka od optymalnej. Szczerze mówiąc nie było widać poprawy w grze zespołu prowadzonego przez Adama Nawałkę. Piłkarze z pewnością odczuwali też doniesienia medialne z ostatnich dni, mówiące o tym, że wielu z nich jest na wylocie z poznańskiego klubu.
W drugiej części spotkania obraz gry niewiele się zmienił. Piłkarze obu drużyn grali wolno i ospale. Przez 90 minut piłkarze Lecha oddali 2 (!) strzały i żaden nie był celny. To spotkanie z pewnością nie było dobrą reklamą naszej ligi i oby jak najmniej takich "widowisk".
Kolejorz po sobotnim spotkaniu zajmuje ósme miejsce w tabeli, ale mimo remisu w Kielcach może spaść o jedną pozycję. Wszystko zależy od niedzielnego meczu Wisła Kraków - Legia Warszawa. Jeśli Biała Gwiazda wygra z Legią to zepchnie Kolejorza na 9 miejsce.