Koronawirus zaatakował więzienia w Poznaniu i okolicy. Jak informuje "Głos Wielkopolski", w Areszcie Śledczym przy ul. Młyńskiej stwierdzono zakażenie u 5 osadzonych, w Oddziale Zewnętrznym Aresztu Śledczego przy ul. Nowosolskiej – 2, natomiast w Zakładzie Karnym w Koziegłowach – 7. Nadzorem epidemiologicznym w miejscu osadzenia zostało objętych 240 osób.
Sytuacją w areszcie przy ul. Nowosolskiej zaniepokojona jest mediator sądowy Beata Jackowiak. Przekazała ona, że "nikt tam nie jest badany, a osadzeni leczeni są pyralginą". Zarzuciła także dyrektorom aresztu, że nie są tam przestrzegane zasady reżimu sanitarnego.
- Skazani mówią, że dyrektor urządził im koronaparty, żeby połowę wykończyć. Miałam też telefon, że kierownik penitencjarny aresztu przy ul. Nowosolskiej groził skazanym, którzy są na P3 (jest to grupa osadzonych, która ma największą swobodę, najwięcej przywilejów), że ich zdegraduje za przekazywanie informacji na zewnątrz – powiedziała w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim".
Służba Więzienna dementuje te informacje. Zaprzecza, że w areszcie dochodzi do sytuacji wskazanych przez mediatora.