Laura L. jest ładną kobietą, ale bardzo samokrytyczną wobec swojego wyglądu. Dlatego zdecydowała się skorzystać z usług kosmetyczki, która miała poprawić jej urodę. - Chciałam mieć szczuplejszą twarz, powiększyć usta i pozbyć się zmarszczek - wyjaśnia kobieta. Od znajomej dowiedziała się o gabinecie kosmetycznym Agnieszki N. Umówiła się na wizytę i usłyszała, że kosmetyczka wstrzyknie jej w czoło botoks, specjalny kwas w usta, a pod skórą twarzy założy jej „haki” oraz nici, które po naciągnięciu wyszczuplą jej buzię.
- Dostałam znieczulenie, ale czułam ból - mówi pani Laura. - Kosmetyczka zapewniała, że to normalnie - dodaje. Wszystko trwało… 30 minut. Najgorsze miało jednak nadejść po wyjściu z gabinetu. - Usta mi puchły, twarz się wykrzywiała, dostałam gorączki - opisuje pani Laura. Nie mogła jeść, mówić, spać.
Po pomoc zgłosiła się do szpitala, ale ostatecznie zajął się nią chirurg plastyczny. Musiał najpierw usunąć z ust ropę, a dopiero potem to, co wstrzyknęła w nie kosmetyczka. Haków z twarzy wyjąć się niestety nie dało. - Nieusunięty materiał może być źródłem dalszych powikłań, w tym ponownego procesu zapalnego – poinformował ją lekarz.
Pani Laura wciąż nie może dojść do siebie „zabiegu”. - Chciałabym przestrzec wszystkie kobiety, by nie korzystały z usług takich kosmetyczek. Przeżyłam horror i zostałam oszpecona - mówi pani Laura i dodaje, że nie może zostawić sprawy bez ciągu dalszego. - Złożyłem doniesienie do prokuratury, a ta wszczęła śledztwo - mówi Paweł Głuchowski, adwokat poszkodowanej kobiety. Śledczy czekają teraz na opinię biegłego lekarza.
Agnieszka N. tymczasem w internecie wciąż zachwala swoje usługi. Telefonów jednak nie odbiera. - Szefowa jest nieuchwytna - mówi nam jedna z jej pracownic.