Pożar domu w Zalasewie. Nie żyje czteroosobowa rodzina
Pierwsze zgłoszenia były jednoznaczne - pożar domu jednorodzinnego w małym Zalasewie niedaleko Swarzędza. Niestety szybko okazało się, że płomienie pochłonęły czteroosobową rodzinę. Strażacy wynieśli z płonącego budynku dwa ciała, a potem odnaleźli jeszcze dwa. Śledczy szybko odkryli, że to nie ogień był przyczyną ich śmierci. - Gdy obserwowałam pożar z okien mojego domu, cały czas się martwiłam o Mariana, Joasię i ich dzieci - mówi Super Expressowi Eugenia Rozmiarek, sąsiadka rodziny. - Nie spodziewałam się, że mogło tam dojść do takiej tragedii - dodaje po chwili.
Zobacz zdjęcia z pożaru!
Pożar tuszowaniem okrutnego mordu? Prokuratura wszczyna śledztwo
W środę (12 października) od samego rana w Zakładzie Medycyny Sądowej biegli przeprowadzali sekcje zwłok ofiar. To ma dać odpowiedź na pytanie o mechanizm śmierci. Na początku śledztwa prokuratorzy nie wykluczają żadnej z możliwości. - To albo rozszerzone samobójstwo, albo zabójstwo - mówi Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Tymczasem znajomi rodziny są wstrząśnięci tragedią, ale i tajemnicą, jaka się za nią kryją.
- To byli bardzo przyzwoici, porządni i uczciwi ludzie - mówi Eugenia Rozmiarek. Joanna i Marian poznali się w Gdańsku ponad 35 lat temu. - Nosili to samo nazwisko, to ich podobno zbliżyło do siebie - mówi pan Stanisław, sąsiad rodziny. Krótko potem kupili duży dom w Zalasewie i przeprowadzili się tutaj znad morza. Prowadzili firmie zajmującą się serwisowaniem maszyn do szycia. - W 2000 roku postanowili wyjechać do Niemiec - mówi pani Eugenia. Nikogo to nie dziwiło, bo Marian był w połowie Niemcem. Jego matka była Niemką, ojciec Litwinem.
- Przeprowadzili się na granicę niemiecko-francuską - opowiada pani Rozmiarek. Stamtąd wrócili do Polski w lutym 2022 r. Wcześniej przez cały czas dom był wynajmowany, więc teraz od razu zaczęli remont. - Spali na piętrze, a dół kończyli już remontować - mówi pani Eugenia. Z czego się utrzymywali, sąsiedzi do końca nie wiedzą. - Chyba z jakiś zdalnych prac. W Niemczech Marian pracował w amerykańskiej firmie - mówi jedna z sąsiadek małżeństwa.
Dramat za zamkniętymi drzwiami
Małżeństwo miało dwójkę dzieci: 9-letniego Jerome’a i 14-letnią Sunny. W domu wszyscy rozmawiali tylko po niemiecku, a dzieci nie chodziły do polskich szkół. - Joasia tłumaczyła mi, że mają zajęcia online z innymi dziećmi z całego świata - opowiada pani Eugenia i dodaje, że namawiała sąsiadkę na zapisanie rodzeństwa do szkoły w Zalasewie. Sama z resztą bardzo lubiła dzieci sąsiadków. - Jerome był bardzo grzecznym i ciekawym świata dzieckiem. Sunny również. Rodzice co tydzień zabierali ich na niedzielne wycieczki - mówi Eugenia. Joanna S. tłumaczyła, że małżeństwo chce, żeby dzieci poznały kraj ich mamy. - Poza tym byli bardzo zgodnym małżeństwem. Żadnych awantur nie słyszałam. W sierpniu obchodzili 35 rocznicę ślubu - dodaje na koniec pani Eugenia.
Do sprawy tajemniczej śmierci rodziny Joanny i Mariana S. na pewno będziemy jeszcze wracać.