Monika Juszkiewicz (26 l.) z Poznania nie miała łatwego dzieciństwa. Gdy była malutka porzucili ją rodzice. Dziewczynka trafiła pod opiekę troskliwych dziadków, ale gdy zmarła ukochana babcia, a dziadek zaczął zaglądać do kieliszka i sam nie był w stanie zajmować się dorastającą nastolatką, Monika trafiła do pogotowia opiekuńczego. - Miałam wtedy 12 lat i naprawdę byłam przerażona - wspomina tamten czas pani Monika. Z pogotowia opiekuńczego została przeniesiona do poznańskiego Domu Młodzieży prowadzonego przez zakon salezjanów. Towarzystwo Salezjańskie powstało właśnie po to, by pracować z młodzieżą… O sobie mówią: „Kontynuujemy dzieło Księdza Bosko i jesteśmy wierni charyzmatowi, który nam przekazał: „Być dla młodzieży znakiem miłości Boga.” - Ale to, co ja tam przeżyłam z Panem Bogiem niewiele ma wspólnego - mówi krótko pani Monika. Tam bowiem rozpoczął się jej trzyletni horror!
Za dramatem pani Moniki stoi ks. Mariusz S. - ówczesny dyrektor ośrodka. - Znęcał się nie tylko nade mną, ale także nad innymi dziećmi i to w najróżniejszy sposób - zaczyna swoją opowieść pani Monika. Teraz może już o tym mówić spokojnie, ale był czas, że koszmary senne nie dawały normalnie spać, a spokój w ciągu dnia wypracowany był po ciężkich terapiach u specjalistów. Jedno z najgorszych wspomnień z Domu Młodzieży pani Monika ma jednak wciąż przed oczami… Nakrywała naczynia do obiadu na stołówce. - Niestety coś źle zrobiłam i wtedy podszedł do mnie ksiądz Mariusz i uderzył mnie mocno w twarz - mówi. Wymierzanie takich kar było tam na porządku dziennym. Przerażona młoda dziewczyna chciała stamtąd uciec. - I za ucieczkę zostałam zamknięta na 32 dni w izolatce - mówi Monika. Izolatka przypominała więzienie. - To był pokój tylko z łóżkiem - mówi pani Monika. Nie było telewizora, nie było książek. Mogła tylko siedzieć na łóżku i płakać - Czasami zapominali o mnie i nie dostawałam na przykład śniadania albo obiadu - mówi młoda kobieta.
CZYTAJ: Ksiądz mnie GWAŁCIŁ, a biskup go... zatrudnił. SKANDAL w poznańskim duchowieństwie
W Domu Młodzieży ksiądz Mariusz miał też nie przebierać w słowach. Wyzwiska były na porządku dziennym. - Ksiądz krzyczał do dziewczyn: kurwy, dziwki. Do mnie również - mówi pani Monika i dodaje, że ksiądz Mariusz S. potrafił nagle i niespodziewanie wpaść w furię. - Nigdy nie było wiadomo, co go zdenerwuje - mówi pani Monika. A gdy Mariusz S. wpadał w szał, pani Monika twierdzi, że... wychodził z niego psychopata. - Raz, gdy mnie pobił, chciałam zadzwonić na policję, to powiedział, że powie, że spadłam ze schodów - mówi Monika. Była zagubioną, przestraszoną nastolatką, której nikt nie umiał pomóc. Miała zaledwie 13 lat… Nie potrafiła się na niczym skoncentrować, nie miała siły się uczyć. Bez rodziny, bez miłości była zagubiona… - Sama sobie nie umiałam pomóc - mówi. Po trzech latach koszmaru w Poznaniu została przeniesiona do ośrodka w Kaliszu. - To miała być dla mnie kara, a było wybawienie, bo tam nikt na mnie nie krzyczał i nikt mnie nie bił - mówi pani Monika.
Takich skrzywdzonych dzieci jak ona było w tym domu dziecka dużo. - Unikaliśmy księdza Mariusza, ale często się to nie udawało - mówi pani Monika i opowiada, że niektóre dzieci były zmuszane przez niego do… żebrania. - Dostawały do ręki puszki i miały iść do miasta prosić o datki, ale my nawet grosza z tych pieniędzy nie widzieliśmy - dodaje kobieta.
Sprawą księdza Mariusza S. zajmuje się już prokuratura. Doniesienie złożyli posłowie Lewicy wraz z byłymi wychowankami. - Wszczęto dochodzenie ws. znęcania fizycznego i psychicznego wobec małoletnich wychowanków domów młodzieży - mówi Super Expressowi Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Ksiądz Mariusz S. został przeniesiony z Poznania i jest dzisiaj proboszczem w jednej z gdańskich parafii. Ksiądz rzecznik gdańskiej kurii ks. kanonik dr Maciej Kwiecień nie chce się wypowiadać na jego temat. Nie chce nawet udzielić informacji, czy duszpasterz nadal ma kontakt z młodzieżą.
Aktualny dyrektor salezjańskiego Domu Młodzieży dość lakonicznie ustosunkowalł się do zarzutów. - Żadne „zarzuty” nie są nam znane, w czasie mojego kierowania Domem Młodzieży nie odbieraliśmy takich sygnałów. Z informacji pracowników wynika, że w czasie sprawowania funkcji dyrektora przez mojego poprzednika były jakieś skargi niektórych wychowanków dotyczące placówki, ale w toku kontroli odpowiednich instytucji zostały one uznane za bezprzedmiotowe - napisał na stronie internetowej ks. Tomasz Kościelny.