Na cmentarzu w Kobylej Górze żegnał je tłum ludzi. Na białych trumnach Madzi i Jadzi ojciec położył wielkie białe serce z róż. Na wstęgach pożegnał córeczki tata i Ola, starsza córka małżeństwa, która jest osobą z niepełnosprawnością, a w czasie tragedii była akurat w szkole.
- Ludzkie sprawy nie są łatwe. Wszyscy doświadczamy ludzkiej niemocy i żałoby - mówił ksiądz, celebrujący mszę pogrzebową, który dodawał żałobnikom otuchy, wiary i nadziei. Nikt jednak nie mógł zapomnieć o tym, co wydarzyło się tydzień temu.
Dramat w Kobylej Górze. Nie żyją siostrzyczki
Tragedia rozegrała się dokładnie 20 kwietnia w domu jednorodzinnym na uboczu znanej z turystyki i rekreacji Kobylej Góry. Jan K. wrócił z pracy i odnalazł w domu dwie nieżyjące córki i zakrwawioną żonę. - Krystynę K. Dla 9-letniej Jadzi i 13-letnia Madzi było za późno na pomoc, udało się uratować tylko ich matkę. Kobieta też miała rany od noża, ale w czasie reanimacji udało się przywrócić jej funkcje życiowe i odwieziono do szpitala.
Śledczy poinformowali właśnie, że znany jest mechanizm śmierci dziewczynek: starsza zmarła od kilkudziesięciu ran kłutych, głównie w okolicach szyi i głowy. Młodsza miała tylko otarcia na szyi i zdaniem biegłych najprawdopodobniej została uduszona. Prokuratura nie postawiła jeszcze nikomu zarzutów w tej sprawie, ale jedna z hipotez śledczych zakłada, że to matka zabiła dwie córki, a potem sama próbowała popełnić samobójstwo.