Do dramatu doszło na szkolnej wycieczce do centrum rozrywki w Poznaniu, gdzie dzieci miały wspinać się na ściankach wspinaczkowych. Majka, w trakcie jednej wspinaczki, spadła z wysokości 5-6 metrów. Wspinała się samodzielnie na ściance i jak mówi ojciec nastolatki, nie miała żadnej opieki. - Nie mam pretensji do szkoły i nauczycieli, ale do personelu tego miejsca zabaw. To oni powinni zagwarantować bezpieczeństwo dzieciom - mówi mężczyzna.
Denis Zemund z zarządu firmy zapewnia, że zachowanie personelu było zgodne z normami i regulaminem. - Sprzęt asekuracyjny, który stosujemy należy do najlepszych na świecie, wszystkie elementy są certyfikowane spełniają przyjęte standardy i spełniają rygorystyczne normy - mówi Zemund. Maja podpięła się do maszyny asekuracyjnej samodzielnie i niestety efekt był opłakany w skutkach.
Majka spadła z wysokości i walczyła o życie w poznańskim szpitalu. Była w stanie bardzo ciężkim, z rozległymi obrażeniami twarzoczaszki i została wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Na szczęście, lekarzom udało się wybudzić dziewczynkę ze śpiączki, oddycha już samodzielnie i została nawet przeniesiona na oddział chirurgii. Jej rodzina cieszy się, że Maja rusza i rękami, i nogami.
- Teraz będzie miała wiele specjalistycznych badań, żeby sprawdzić jej stan zdrowia - mówi tata dziewczynki. Na razie wszystko wygląda bardzo optymistycznie. Maja, gdy po wybudzeniu ze śpiączki mogła porozmawiać z rodzicami, zadała im jedno - szokujące - pytanie. - Zapytała, czy może iść w piątek do szkoły? - relacjonuje tata nastolatki.
Centrum rozrywki, w którym doszło do wypadku nadal jest otwarte dla odwiedzających. Prokuratura prowadzi śledztwo w kierunku przepisów dotyczących spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.