O chorobie Mikołaja jego rodzice dowiedzieli się w połowie ciąży. - Po rutynowym USG usłyszeliśmy, że coś może być nie tak z uszami Mikołaja – mówi Andżelika Kwiek, mama chłopca. Prawda wyszła na jaw, gdy chłopczyk się urodził. – Szeptaliśmy mu jak bardzo go kochamy, ale on nas nie słyszał, bo nie miał uszu – opisują tamte chwile rodzice. Po pierwszym szoku Kwiekowie zaczęli wędrować po lekarzach, ale oni nie dawali nadziei. Owszem, stwierdzali, że Mikołaj ma doskonale rozwinięte przewodnictwo kostne, lecz kazali czekać, aż ukończy 10. rok życia. – A my chcemy mu pomóc szybciej. Chcemy, żeby nas słyszał i miał szansę rozwijać się prawidłowo – mówi pani Andżelika. Rodzice znaleźli więc klinikę w USA, w której mały Mikołajek może być operowany i nadludzką wręcz siłą zebrali kilkaset tysięcy złotych, żeby Mikołaj miał najlepszą opiekę medyczną. - Wysyłaliśmy wyniki Mikołaja do USA. Już nie długo dowiemy się jaką formę operacji możemy przyjąć i kiedy mamy pakować walizki! - cieszy się mama chłopca.
Gdy walka o zdrowie Mikołaja trwała, na świat przyszła jego mała siostrzyczka. U niej również zdiagnozowano ciężką chorobę - taką samą jak u brata, z tą tylko różnicą, że wada dotyczy jednego ucha. - Mieliśmy nadzieję, że ten etap już za nami, że choroba starszego brata to wystarczająco dużo dramatów jak na jedną rodzinę. Niestety, mimo wcześniej wykonanych badań, mimo szczegółowych kontroli i rozmów ze specjalistami okazało się, że Juleczka przyszła na świat z niewykształconym uszkiem - mówią rodzice Julki i Mikołajka.
Tłumaczą też, że Julka potrzebuje pomocy równie mocno, jak jej brat, bo wada ucha powoduje, że dziecko nie rozwija się tak jak rówieśnicy. - U nas szanse na rozwój, nawet ten fizyczny, są mocno ograniczone. Brak słuchu wpływa na zaburzenia ośrodka równowagi, nieprawidłowy rozwój mózgu. Julcia nie raczkuje, nie gaworzy, nie siada samodzielnie - mówi mama dziewczynki.
Dlatego rodzice proszą także o wsparcie finansowe dla Julci. Pomóc można TUTAJ. Ją też mogą zoperować ci sami lekarze, co jej bracia.